Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oficer miał się czas jej przypatrzeć, zdawało się, że wyraz twarzy, postawa, rozpacz jaka się w niej malowała, poruszyły mu serce, wskazał jej uliczkę sąsiednią, aby uchodziła.
Kobieta stała uparcie.
— Czego chcesz? — powtórzył oficer, widząc, że niektórzy z żołnierzy wstawali już, radzi nową pochwycić ofiarę.
— Czego chcę? Przychodzę prosić was, abyście mnie rozstrzelali! — odezwała się przybyła.
W akcencie jej mowy paryżanin poznał cudzoziemkę.
Zbliżył się ku niej z tym żywszą ciekawością.
Waćpani nie jesteś Francuzką? — zawołał.
— Nie, alem poślubiła sprawę Francji i komuny... Powinniście mnie rozstrzelać.
Żołnierze zaśmiali się śmiechem dzikim i niektórzy z nich powstawali; oficer nakazał im spoczywać. Nie bardzo go słuchano. Pragnął ocalić tę ofiarę, która mu się narzucała sama.
— Kuli mi żałujecie? — odezwała się kobieta — starczy wam ich przecie, z Niemcami już się bić nie potrzebujecie, a z naszego obozu zostało niewiele...
Szydersko wybuchnęła śmiechem.
— O! jak przeciw komunie byliście dzielni, wy, coście Niemcom tysiącami zabierać się dali!
Oficer, z obawy aby nie rozdrażniła żołnierzy, nakazał jej milczenie gwałtownie, chwycił za rękę i odrzucił ją opodal nieco na stronę.
— Milcz i idź! — krzyknął wściekły.
— Czemu mnie nie rozstrzelacie? nie macie litości.
— Boś szalona, kobieto! — wołał oficer, a wariatów na serio francuski żołnierz nie bierze...
— Przecie cała komuna była domem wariatów jak ja! — zaśmiała się kobieta — a nie mieliście litości nad nią, nie miejcież jej nade mną.
— Precz! — wołał uparty oficer.
— Pójdę więc do Sekwany! — odezwała się szukająca śmierci.
Na młodym oficerze twarz sympatyczna i głos ten boleści a rozpaczy pełen coraz większe zdawały się czynić wrażenie.
Dał znak jednemu z kapralów i poszeptał mu coś na ucho.
Kapral groźnie przystąpiwszy do oczekującej chwycił ją za rękę i powiódł za sobą.
Szła za nim posłuszna, spodziewając się może śmierci, gdy kapral zastukał do bramy na rogu uliczki stojącego hoteliku, uderzył potem pałaszem we drzwi, zaklął po żołniersku i gdy się te otworzyły wreszcie, wepchnął w nie kobietę.
Gospodarz zbladły stał w progu.
— Odpowiesz mi za nią głową twoją — zawołał kapral — zdaję ci ją, to jedna z naczelnic petrolez; porucznik kazał mi ci ją pod