Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdziwiona staruszka wyszła spokojnie do sali jadalnej, w której Lejzor stał już niecierpliwiąc się nawet tą małą zwłoką jakiej doznał, czekając na nią.
Palił go już niepokój o swój kapitał.
— Jestem Lejzor Cudnowski — rzekł kłaniając się, tonem bardzo śmiałym i głośno. — Pani Chorążyna mnie nie zna, ale, ja panu Chorążycowi służyłem na jego żądanie, mam z nim rachunki znaczne, pienędzy odebrać nie mogę, muszę się do jaśnie pani obrócić.
Chorążyna z podziwienia krzyknęła.
— Co? co? pieniędzy mój syn miał potrzebować, kiedy ile chce ma leżących w domu? Cóż to jest! szachrajstwo jakieś?
Lejzor się oburzył.
— Ja nie jestem żaden taki co szachruje — zawołał — zresztą co tu gadać długo, przecie mam weksle jego ręką podpisane...
— Ale to nie może być! — oburzyła się Charążyna — weksle są chyba fałszowane. Mój syn nie potrzebował pożyczać.
Żyd na wyraz, fałszowane rzucił się jak oparzony.
— Fałszowane! — krzyknął. — Co to znaczy fałszowane? Mnie w moim życiu nikt tego nie powiedział żebym ja co fałszował. Ja nie jestem fałszerz żaden...
Ręce mu drżały, gdy pugilares rozwiązywał i usta się już zamknąć nie mogły od gniewu.
— Pan Chorążyc potrzebuje dużo na swoją kochankę — mówił jąkając się — może nie chce, aby pani o tym wiedziała... Takie życie kosztuje wiele! Co za dziw, że tyle traci!
Chorążyna nie zrozumiała z początku.
— Co pleciesz, człowiecze? — zawołała.
— Tak! to ja fałszerz i plotę — ofuknął s!ę Lejzor, i do pieniędzy moich dojść nie mogę, i jeszcze będę musiał takie słowa znosić! Co to pani nie wie, że on jak mąż z żoną żyją z panną Raszkówną, siostrą tej co jest przy pani? Toż to widzi i wie cały świat.
Chorążyna zachwiała się, chwyciła za stół i z piersi jej wyrwał się krzyk tak bolesny, że Madzia i stara służąca wbiegły przestraszone w sam czas, aby jej nie dać upaść zemdlonej.
Lejzor przejrzał dopiero jaśniej, gdy zobaczył co się stało. Odprawiono go czekać do przedpokoju, nim Chorążyna przyjdzie do siebie.
Nie potrzebowała na to długiego czasu, niezmierna energia i siła charakteru dźwignęły ją natychmiast. Nie uroniwszy łzy, nie powiedziawszy słowa próżnego, przeżegnała się Chorążyna i kazała zawołać żyda do sali, Madzię i sługę odprawiając. Musiała tylko usiąść w krześle, bo nogi jej utrzymać nie mogły.
Lejzor wszedł znacznie ostygły i zmieszany.
— Jaśnie pani daruje, począł.
— Co się waćpanu należy? — zapytała Chorążyna, proszę o te weksle.