Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A dawno się to stało? — zapytał duchowny.
— Nie wiem — westchnęło dziewczę.
Na tym się skończyła zupełnie bezowocna narada, która księdza tylko, jako przyjaciela Chorążynej, wzburzyła i zgryzła. Odprawiwszy o ile mógł uspokojoną Madzię, ks. Zatoka rozbierając to, co mu powiedziała, wpadł na myśl, że wszystko plotką chyba być musiało Dla przekonania się pojechał tegoż dnia do Trawcewiczowej.
W ganku swojego dworku, zobaczywszy gościa niebywałego, stojąca ekonomowa, odgadła zaraz, co go sprowadzało.
— Już mu panienka powiedziała! — szepnęła sobie.
Proboszcz nie długo czekając, zawołał.
— Cóżeś to jejmość za plotkę przywiozła?
Obraził tym niezmiernie de domo Makowską.
— Daj Panie Boże, aby to plotka była — odezwała się prostując dumnie — tylko, że na nieszczęście, święta prawda, a ja nawet tej niewinnej duszyczce wszystkiego tak nie opowiadałam jak mnie tam ludzie. Na co zresztą było słuchać, dosyć patrzeć. Na dole w kamienicy stoi Chorążyc, a na górze; a no, jako żywo, całe dni u niej siedzi, zamknięci we dwoje romansują. Jedzą razem, jeżdżą na spacery, ani dbają o ludzi.
Już to prawda, że siostra panny naszej do niej nic nie podobna, bo to kozak czysty, a niczego się nie wstydzi. Żyła naprzód z tym, do którego była strzeliła raz, ten miał się z nią żenić, tymczasem i dziecko umarło i on. Wychudła była, wymizerniała, strach, a teraz krew z mlekiem, jak łania, i co dawniej chodziła w przydeptanych trzewikach, stała się elegantką, stroi się, aż strach. Chorążyć na nią tysiącami, słyszę, ekspensuje i w długach po uszy...
— Otóż — odezwał się ksiądz, wysłuchawszy opowiadania Trawcewicowej — otóż prawdziwa kara Boża i plaga na dom ten poczciwy i święty. Dowie się, uchowaj Boże, Chorążyna to ją ubije. Cóż on myśli, żenić się, czy co?
— Albo ja wiem? — odparła ekonomowa. Jak się dowiedział, że ja jestem w Kijowie, a oczy przecie mam, przyszedł sam do mnie prosić, abym go nie wydała przed jejmością.
— Nie wstydzi się! — krzyknął proboszcz.
— A, no, jużciż, musiał wstydu zbyć w to błoto leząc... — dokończyła ekonomowa — Cóż, jegomość powie jeszcze, że ja plotki wożę? Dałam słowo, że Chorążynie nie powiem, bo i bez tego bym nie zrobiła takiego skandalu, ale Madzi nie mogłam ukryć. Toć siostra rodzona!
— Milcz że, moja pani Trawcewiczowa i dalej wiadomości tej nie puszczaj, może się nam uda wprzód zaradzić na to, niż się matka dowie.
— A komuż ja mam gadać? Kurczętom moim! — odparła ekonomowa. — Co tu kto u mnie bywa?