Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja Zoniu kochana — szybko przerwała Madzia — gdybym mogła dać ci moją wiarę i moje szczęście i spokój duszy — a! Bóg widzi, żebym ci je oddała, ale moim najpierwszym obowiązkiem było przyjść ci służyć, pomóc, ulżyć...
W czym? jak? — trochę szydersko odezwała się Zonia — widzisz, mam jaki taki dach nad głową i z głodu nie umrę — a reszta!
Chora jesteś? — spytała Madzia rumieniąc się.
— Widzisz — podnosząc do góry czepeczek dziecka i wskazując na kołyskę Zonia — przebyłam chorobę ciężką, sama — bo jego nie było, aby na świat wydać dziecinę, której krzyk był pierwszym i ostatnim. Słyszę go dotąd w uszach i w sercu, słyszę to powitanie życia rozpaczne... a potem... trup... trup!
Miałam przeczucie, że ono żyć nie będzie, a walczyłam z nim, myślałam, że je wydrę tej śmierci.
Dwie łzy ciche popłynęły jej po twarzy.
Madzia słuchała nie śmiejąc pocieszać.
— O! dziecię szczęśliwe, że umarło — dodała Zonia — wrócić do nicości, w milczeniu i noc śmierci, to szczęście jeszcze w porównaniu do naszych losów; walka bez celu, zawody bez końca, zgnilizna dokoła, a jakby na urągowisko temu śmiecisku obrzydliwości w człowieku iskra jakaś, co się pali jasno, co świeci, pokazuje, tłumaczy i ciągnie ku mrzonkom, których nigdy na świecie nie było i nie będzie. Los anioła zaklętego w obrzydliwe bydlę, zmuszonego zwierzęciem być, aniołem się czując... i...
Ze spuszczonymi oczyma słuchała Madzia tych wykrzyków boleści, które szmerem tylko obijały się o jej uszy. Strwożona więcej dorozumiewała się w nich bezbożności i bluźnierstwa niż je rozumiała. Cudowny instynkt uczył w tej chwili, że nawracanie słowem byłoby tu próżnym, że jeden miłości czyn mógł świadczyć za wiarą, co go natchnęła.
Walczyć na słowa z Zonią, która nimi szermować była nawykła, nie myślała biedna wieśniaczka, zmilczała pokornie.
Zoni, gdy się raz usta rozwiązały, nie mogła się już powstrzymać od wynurzenia żalu swojego.
— Życie? ty go nazywasz próbą? Szczęśliwy, kto ją przetrzymał zwycięsko — mówiła z szyderstwem. — W istocie to próba, szczególniej dla rozumu, który, nic pochwycić nie mogąc, do szału poprowadzić może.
Nierychło i niełatwo cierpliwa Madzia usiłując powoli myśl jej wyrwać z tego koła, w którym błądziła, potrafiła ją sprowadzić do rzeczy potocznych, do których w swym życiu powszednim była nawykłą
— Teofil, który ma być mężem moim — odezwała się śmiało Zonia do spuszczającej oczy siostry — pojechał do familii. Będziemy ubodzy, zdaje mi się, że rodzice jego, na Żmudzi czy Litwie mieszkający, są prości chłopi. Ja tam nie wiem mnie to wszystko