Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koniec końców zrozumieli wszyscy, iż Madzi z jej ofiarnością i miłością dla siostry ani się bardzo sprzeciwiać, ni jej było można wstrzymywać.
— Dziej się wola Boża! — dodał Chorąży — obowiązek niezaprzeczony, niech jedzie! Tylko jej tak puścić samej ani myśleć...
Narada z Chorążyną nad osobą, którą by Madzi dodać potrzeba, trwała pokryjomu dni kilka. Pan Eliasz też i obrachowywał zaraz, jak w podróż tę wyposażyć wychowankę, aby się nie troszczyła o grosz do zbytku.
Parę tysięcy złotych po rodzicach pono miała Raszkówna u Chorążego na prowizji, i o te prosiła, stary głową kiwał, wąsa kręcił i ze swojej szkatułki tysiąc złotych dokładał na wszelki wypadek pokwitowania żadnego nie żądając.
— Niech to tam będzie na chwałę Bożą, co ona ma się z sierocego ekspensować! rzekł.
Jejmość w obawie, aby jej ukochanej nie zabrakło i dla siostry, ze swoich dochodów ogrodowych i nabiałowych sumkę jakąś przeznaczyła. Słowem, wyprawiono ją z domu jak dziecię rodzone. Towarzyszką podróży miała być stara wdowa po ekonomie, siedząca na łaskawym chlebie w drugim folwarku, pani Trawcewiczowa, kobieta bardzo jeszcze żwawa, bywała w świecie, wygadana, a do domu Chorąstwa przywiązana. Trawcewiczowej powierzyć było można Madzię, bo ona doświadczeń w życiu miała pono aż do zbytku, nim w końcu do portu małżeńskiego przypłynęła i nieboszczykowi Trawcewiczowi rękę oddała. Z domu opowiadała się Makowską, a familię tę uważała za senatorską, primo voto potem była za porucznikiem jakimś niemieckiego nazwiska, secundo — za małym dzierżawcą Rabczycem, który ją w nędzy zostawił; aż zjawił się ów Trawcewicz, poczciwy człek, za którego z biedy poszła, a była z nim szczęśliwą. Dzieci nigdy nie miała de domo Makowska, niegdyś pono bardzo piękna, dużo opowiadała czasem o ludziach co za nią biegali, a nad których intrygami zawsze triumfowała... Była to i teraz jeszcze matrona poważna, słusznego wzrostu, otyła, trzymająca się bardzo prosto i, mimo siwych włosów w loki pozawijanych, sznurująca usta zmarszczkami otoczone.
Miała tę jedną wadę de domo Makowska, że usta jej nigdy nie próżnowały. Materiału do opowiadań dostarczała bogata skarbnica przeszłości.
Chociaż Ewaryst także wkrótce miał do Kijowa powracać, Madzia niecierpliwa, niespokojna, chciwa spełnienia posłannictwa swego, rwała się tak, iż na niego czekać nie chciała. Trawcewiczowej też korzystać z tej gratki i przejechać się do Kijowa, którego tak dawno nie widziała, pilno było.
Na kilka już dni wprzód zajmowano się wyborem, bo z takiego domu jak Chorąstwo nie wyjeżdżało się bez zapasu, a ulubionej swej wychowanicy nie mogła puścić stara Jejmość bez wszystkiego,