Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic straciłem nadziei. Patientia! książę wojewoda wileński schronił się na Węgry, o pardon prosić nie myśli. Zabrał z sobą dwór, skarby, rodzinę... nie darmo, musi wiedzieć na co czeka, gdy go tymczasem grabią.
Tu wojewoda zatrzymał się nieco i ku żonie spojrzał, która uparcie milczała.
— Otóż i mybyśmy téż wiedzieć radzi co on myśli i zamierza? — kończył Potocki — ale słać lada kogo na zwiady nie godzi się, aby sprawy nie popsuł.
Spojrzał na Brühla badająco.
— Co tu długo się rozwodzić? — porywczo się odezwała wojewodzina, któréj oczy zabłysły nagle — mów asindziéj prosto o co idzie. Oto trzeba, abyś ty panie hrabio, do Preszowa jechał, abyś na oczy swe księcia Karola widział, mówił z nim i przywiózł nam od niego wiadomość.
Wojewoda wlepił oczy w Brühla, który stał nie okazując po sobie ani zgody, ani przeciwieństwa. Myślał właśnie o tém żądaniu, a sama podróż uśmiechała mu się. Nawykł był też możnego teścia spełniać żądania.
— Co wy na to? — zapytał wojewoda.
— Spełnię rozkaz — rzekł Brühl z ukłonem.
— To nie dosyć — dodał wojewoda — mów waćpan zdanie swe a otwarcie. Ja na księcia Karola wielce rachuję, bo żaden z nich tu takiego męztwa nie okazał jak on i takiéj wspaniałości duszy.