Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ków od pałacu kupka czarnych spotkała się z tymi co mieli kokardy czerwono-zielono-białe, kolory Familii, i że parę łbów zostało pokiereszowanych, ale ich rozbrojono. Sołłohub ręce załamał, książę nie zmieszał się wcale...
— Ale to tam nic! rzekł: bzdurstwo. Bez tego się żaden zjazd nie obchodzi.
I obracając się do Lachowicza:
— Zabito kogo, panie kochanku?
— Nie, ale poznaczono.
— To się wyliżą... byle pajęczyna i świeży chléb, najlepszy plaster, panie kochanku. A naszych?
— Para téż dostała...
— Dać im naukę, panie kochanku, i niech młody Michaelis poopatruje — a ci, co pokiereszowani, żeby się na świat nie pokazywali.
Skończyła się tedy konferencya zapewnieniem księcia i pana Lachowicza, iż pokój zastanie zachowany, z warunkiem, byle go przeciwna strona nie naruszyła.
Brühl ścisnął rękę księciu milczący... wypito jeszcze raz zdrowie i wyszli.
W dziedzińcu właśnie plejzerowani wrzeszczeli odgrażając się, a szlachta do księcia zbierała się biedz prosić, aby pozwolił na odegraną... Brühl rwał się do domu — Sołłohub go musiał zawieść do ojca... W saskim pałacu pod bokiem króla, właśnie zgromadzona była rada; ksiądz prymas, hetman, biskup Sołtyk i wielu innych, wezwani na