Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a z drugiéj sali poczęli się cisnąć słuchacze, bo się domyślano, że książę przemówić chciał do swoich.
— Mości panowie a bracia — rzekł wstawszy i z lekka skłoniwszy głowę, a zaraz napowrót siadając — dziś się sprawę pokpiło, panie kochanku... Kto kocha Radziwiłła, jutro ją naprawi. Ale że król J. Mość, pan nasz miłościwy, żałuje krwi szlacheckiéj i nie radby ją widzieć przelaną... więc my winniśmy mu być posłuszni; pierwsi się nie porwiemy, to pewna, a zaczepieni... nauczymy mores. Zatém z flegmą, ale ostro, panie kochanku..
I ręką machnął. Czapki podrzucono w górę: — Wiwat! książę wojewoda...
Książę Karol ze stopnia, na którém stało krzesło zszedł i chciał ze swoimi do sypialni się usunąć, gdy mu stary szlachcic o kiju drogę zaszedł i do nóg się skłonił.
Przedstawiono go wojewodzie jako pana Godziembę, z Pińskiego...
Stary odchrząknął.
— W. Ks. Mość wybaczysz mi, rzekł, że go inkommoduję, i to jeszcze w takiéj godzinie, a tylu ważniejszemi sprawami zajętego, ale do kogo się szlachcic uda, jeśli nie do Radziwiłła? Wzięliśmy to obyczajem od ojców...
Książę grzecznie coś mruczał, tak, że tylko „panie kochanku“, można było rozeznać...
— Interes osobisty, prywatny — protekcyi. W. Ks. Mość szukam...