Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystkiemu temu winno, — rzekł Rambonne — iż go w kuratelę wzięli i kazali mu być takim niezmiernie cnotliwym... Po nieboszczyku ojcu wziął temperament gorący... i spalił się dochowując wiary nieboszcze królowéj Józefinie.
Hetman się rozśmiał.
— Ale czy jesteś tego pewien? — zapytał.
Spojrzono po sobie — uśmiechy po ustach pobiegły.
— Dajmy temu pokój — odezwał się Hetman — są to tajemnice stanu...
— Któraż tu z pań obiecuje się czasu sejmu być piękności królową? — wtrącił Mokronowski.
Rambonne się zamyślił i głowę podniósł do sufitu.
Ma foi! odezwał się, tyle w téj Polsce pięknych twarzy, że wybór trudny... Francya tylko i ten kraj mogą się pochlubić takim wieńcem kwiatów anielskich.
Zaczęto wymieniać młode panie... ktoś nareszcie wspomniał Sołłohubową...
— Prześliczna jest! — zawołał żywo hetman — widziałem ją — podobała mi się bardzo, ma niewysłowiony wdzięk w twarzy i oczy pełne dowcipu.
— To téż — rzekł Rambonne — niewyłączając męża, najśliczniejsze ma grono adoratorów.
— Jakto, nie wyłączając męża? — zapytał hetman.