Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sęk!.. — odparł skarbnik. — Wiesz acindziéj co? Gdy u ks. kanclerzego dobry obiad zjem, gdy się nasłucham co tam prawią de republica reformanda, gdy wyściskany przez Familię odchodzę z dobrze nadzianą kiszką... tak mi Panie dopomóż, dałbym się posiekać za Familię... pewien, że ich sprawa czysta i święta... At tandem, gdy nazajutrz volens nolens wciągnięty nasłucham się u ks. Radziwiłła dykteryjek i ucinków przeciw Familii, gdy minister rękę mi poda i o zdrowie spyta, gdy który z Potockich zaszczyci mnie panem bratem... przekabacony wychodzę... i radbym trzymać z nimi... ot co jest!
Stolnik się rozśmiał, ale niewesoło.
— Smutna to rzecz rozterka domowa — dodał Laskowski.
— Zatém idzie o to, kto silniejszy wedle systematu pana skarbnika, aby prędzéj skończyć — wtrącił stolnik Ciechanowski. — Jeśli to ma kwestyę rozwiązywać, zatém daję słowo, żeśmy silniejsi, bo ja się nie taję, że ze dworem trzymam. Król... jużciż choć niewiele może czynić, toć powaga, minister toć geniusz polityczny, daléj hetman, siła niemała, ks. Radziwiłł ma za sobą tu w Warszawie pół tysiąca szabel szlacheckich, Potoccy drugie tyle postawią. Dii minores się nie liczą. Cóż Familia przeciwko temu postawić może?..
Szlachta spojrzała po sobie.