Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ska i Brühlowska przybyła uświetnić obchód uroczysty.
Było to jakby obliczenie sił i demonstracya przeciw Familii, szło więc wielce panu wojewodzie aby jak najwięcéj osób zgromadził około siebie i w całéj ukazał się potędze... Miał prawo być dumnym, gdyż z najodleglejszych krańców przystawiło się co żyło, i nie brakło ani jednego z imion wielkich Rzeczypospolitéj. Brühlowie, którzy już znaczną część zaproszonych przybywszy zastali — mogli téż sobie winszować, iż taką siłę zapewnili do walki z nieprzyjaciołmi...
W oczach ich wprawdzie nieco dziwnie ten świat szlachecki musiał się wydawać, którego znaczniejsza część przybywając z zapadłych kraju kątów przywoziła z sobą strój, fizyognomię, obyczaj przedwieczny... Z przepychem wielkim a staroświeckim występowali niemal wszyscy, bo co najwspanialszego dom miał, to starém i odziedziczoném było po przodkach... Wyszły więc na scenę kołpaki sobolowe co Batorego może pamiętały, delie zygmuntowskie, i pasy prastare, i broń, i klejnoty jakby z muzeów zapożyczone. Niejeden pradziadowski wdział kontusz i żupan lamowy, którego właściciel od dawna rozsypał się w trumnie.
Tak samo powozy i rzędy na konie i barwa sług — staroświecką fozą ściągały oczy — ale tuż obok tego przedpotopowego świata widniał już drugi, co się rozstał z tradycyą i przeszłością, a wdział