Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Furda — tego — panie wojewodo.. rozpoczął mimowolnie na początku zaraz umieściwszy przysłowie, kniaź Czetwertyński — Furda tego, nie ma nad czém tak dalece myśleć... Trzeba aby był i wilk syty i koza cała...
— Ale jak? zapytała wojewodzina.
— Jak? gładząc łysą głowę rzekł książę — jak? Furda tego — polski ceremoniał się nieco obetnie, a nowomodnego przyrzuci...
— Cóż z mowami będzie? wtrącił wojewoda...
— Oni ich i nie zrozumieją — cicho szepnęła sama pani...
— Dla tego słuchać mogą — furda tego — rzekł książę — ruszając ramionami... bez mowy zupełnie obejść się nie może...
— Acindziéj wiesz, mości książę, że za moich młodych czasów, na porządném weselu, piętnaście do dwudziestu oracyj trzeba było wysłuchać — rzekł Potocki.
— Samem je prawił, jak nie mam wiedzieć? — odezwał się kniaź... Na mojém własném figla mi spłatał, którego nigdy nie zapomnę, Pociéj. Przypadło mu odemnie za pannę dziękować w łożnicy... umiał expedite, ale nim do niéj przyszło, umyślnie go spojono.. Stanęliśmy słuchać, odchrząknął — oczy mu słupem stanęły, rękę podniósł — czekamy — zczerwieniał jak burak, krztusi się... ani słowa...
Ten i ów pod bok go szturcha... jeszcze się gorzéj coraz począł mieszać... i — drapnął jak niepyszny. Musiałem sam ex promptu go zastąpić...