Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miła Zdano go na ręce obce... a jedyną miłość, jakiéj skosztował, przyniosła mu biedna istota, stara mamka, która za swojém przybraném dziecięciem do Krystynopola się przywlokła. Potraciwszy dzieci, w małym Tadeuszku miała syna, świat swój cały... Dopóki on siedział w Krystynopolu, służyła żydom w miasteczku, aby go choć widzieć mogła z daleka; gdy go wieziono do Lwowa, szła za nim pieszo, przyjmowała służbę gdzieś w pobliżu i czuwała nad Tadeuszkiem, który ją téż niemal jak matkę szanował. Stara lękając się go swém ubóztwem i miłością zawstydzać, skradała się doń pokryjomu, byle słowo przemówić, dowiedzieć się czy zdrów, posłyszeć głos i uspokoić serce, że dziecku się nic nie stało...
Tadzia Godziembę trzymano surowo, i wysługiwać się musiał, ucząc posłuszeństwa, karności — a nie wiedząc co mu wojewoda gotował. Czasem go dla pięknego charakteru używano do kancellaryi, to znowu dla jeszcze piękniejszéj twarzy, figury i szykownéj maniery, dla reprezentacyi u dworu stawiano...
Wojewodzina dosyć go lubiła gdy był dzieckiem, potém gdy wyrósł a wrócił tym Antynousem... krzywo nań patrzała. Odesłałby go gdzie jegomość na wieś, do gospodarstwa, mawiała, bo to nie ma nic gorszego w domu, niż taki gładysz... dziewczętom głowy zawraca, sam się psuje i uchowaj Boże nieszczęścia, zgorszenie być może.