Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak stały rzeczy na krystynopolskim dworze, gdy jednego wieczoru Bebuś przybiegł od wojewodziny do madamy prosząc ją na rozmowę.
Wezwanie to miało w sobie coś tak nadzwyczajnego, że madam Dumont, która zobaczywszy karła, prędko książkę czytaną schowała — przelękła się niemało... W Krystynopolu szło tak wszystko wedle zegaru, a widzenia się z wojewodziną tak ściśle miały oznaczone godziny, iż się chyba czegoś straszliwego można było spodziewać. Dobre rzeczy nader się tu rzadko trafiały... Do nich liczyły się podarki na Nowy Rok i imieniny, a w pewne święta spodziewane niespodzianki, w czasie których bawiono się systematycznie pod okiem matki, w cztery kąty, cenzurowanego, ciuciubabkę, kotka i myszkę, posilając migdałami, rodzenkami i figami.
Madam Dumont drżąc cała, poszła do zwierciadła poprawić peruczkę, panienki strwożone otoczyły ją patrząc w oczy... jakby się już obawiały utracić... Francuzka westchnęła na intencyę, żeby jakiéj bury nie dostać — Bebuś czekał — wyszła...