Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a rachował szczelnie z każdym groszem... Na wielkie uroczystości mógł przypiąć wielkie guzy z soliterów, ale na codzień chadzał w szaraczku i butach kozłowych, a gospodarstwem dóbr swych zajmował się tak pilnie, iż żaden korzec jagieł extra, bez kwitu jego nie był wydany.
Kradziono mu ich pewnie stami, lecz rachować je musiano co do garnca. Nie wiem czy na tém gospodarstwie drobnostkowém, trochę śmieszném, dobrze wychodził pan wojewoda — bo mu często na większe sprawy czasu zabrakło, ale chciał o wszystkiém sam wiedzieć i na nikogo spuszczać się nie lubił. W każdéj ważniejszéj okoliczności panowie gubernatorowie (tak zwano naówczas rządzców) odnosili się do jaśnie wielmożnego pana, listów od nich codzień przybywało mnóztwo, na wszystkie odpowiedzi sam pan wojewoda albo dyktował, lub choć po kilka słów odpisywał...
Osobliwa mieszanina przepychu azyatyckiego i skąpstwa, a raczéj oszczędności maluczkiéj cechowała dwór i gospodarstwo pana wojewody. Umiał być wielkim panem, ale stare szlacheckie tradycye brały nad nim górę co chwila... Szczególniéj na dzień powszedni, powierzchowność jego odpowiadała zupełnie temu charakterowi, w którym niepomierna duma, marzeniami wzbijająca się do tronu mieszała się z zabiegliwością i skrzętnością chciwego dorobku szlachetki. Miał to sobie z tradycyi podane pan wojewoda, że szlachcic a bodaj pan,