Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/581

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siadł na niém, kapelusz na ziemi, pod opieką szeroko rozsuniętych nóg, ustawił, starł pot fularem, chrząknął i mówić zaczął:
Nie wiem, czy panu dobrodziejowi znajome jest imię moje, chociaż ma ono pewien rozgłos w świecie.
— Mikołaj Dereczko!
Widząc, że w milczeniu chłodném słucham, sięgnął do kieszeni paltota, dobył z niego plik mocno zatłuszczonych papierów i zabierał się poświadczyć niemi, gdy ruchem ręki wstrzymałem go — i natychmiast archiwum to podróżne nazad wpuszczone zostało do kieszeni.
— Tak! Mikołaj Dereczko — dodał z westchnieniem — to dosyć powiedziéć! Wirtuoz na gitarze i skrzypcach, uczeń Ernsta. Tak jest.
Uśmiechnął się dumnie.
— Ofiara przeciwnych losów, które się na niego spiknęły. Oprócz tego swego czasu poeta liryczny i dramatyczny. Rozmaitości lwowskie drukowały niektóre moje utwory. Napisałem poemat „Obrona Olsztyna,“ dwadzieścia cztery pieśni, dotąd niewy dany. Nieszczęściem zastawić go musiałem u Igla. Potomność go ocenić potrafi, nie obecnie! nie! Smak dziś jest zepsuty i świat ostygły. Tak, czcigodny panie, ofiara losu!
Tu parę razy powtórzona czkawka przerwała mu potok wyrazów, które jak lawa gorąco z ust mu płynęły.
Chciałem zapytaniem przerwać mu — aby rozmowę zwrócić do właściwego kierunku, nie mogąc znieść zapachu kminu ani anyżu, lecz pan Mikołaj Dereczko prosił o cierpliwość. Potarł czoło i włosy.
— W tym nieszczęśliwym kraju, który się na niczém nie zna, a o wszystkiém chce wyrokować — rzekł z westchnieniem — potrzeba koniecznie przybyć z patentem z zagranicy, aby zostać uznanym, a w dodatku miéć palto eleganckie i nie wyglądać jak ja... negliżowo! Naprzód słuchać nie raczą, a potém złego od dobrego, miernego od gienialnego nie mogą rozeznać, takich skromnych męczenników gieniuszu jak ja, wprost za drzwi wypychają. Bo, że mam gieniusz, to nie ulega wątpliwości, czuję go w piersiach moich, pod tém czołem! Ale z losem walczyć!...
Przerwałem mu nieśmiało:
— Czémże mu służyć mogę?
— W téj chwili, najprzód odrobiną cierpliwości — przerwał śmiejąc się. — Widzi pan, walczę mężnie z losem. Gdybym był sam, niczém-by to było, ale anioł niewiasta związała los swój z moim, zwierzyła go mnie. Mam dziecinę śliczną... a tu — niesposób dobić się do niczego.