Osłupiałem. Zrazu nie mogłem pojąć, od kogo to przyszło. Za co? Po co?
A to, list od mojego zbankrutowanego gospodarza, co mi zarwał moje półtora tysiąca czerwonych złotych, niech mu Bóg nie pamięta. Pisze tedy, iż go sumienie gryzie, że mi posyła na moję należność, co może! Cud łaski boskiéj. Banknotów znalazłem w liście na sto talarów pruskich! Jezu miłosierny, czysta manna i rosa niebieska. Właśnie pod zimę mogę sprawić parę butów nowych, bo buty są dla mnie pierwszorzędną potrzebą. Izydorowej będę mógł zgóry zapłacić komorne, no, i czasem sobie trochę ciepłéj strawy pozwolić. Poszedłem na mszę świętą na podziękowanie Bogu, który serce tego człowieka poruszył. I nie jest to jeszcze tak z gruntu niepoczciwy człek, kiedy przecie coś mi przysłał... Miły Boże! a czułżebym ja taką radość z tych, z pozwoleniem, głupich pieniędzy, gdybym nie zaznał trochę biedy, niedostatku i kłopotu. Wszystko bo ma swą dobrą stronę, tylko trzeba ją umieć znaléźć, a nie zakwaszać się i nie truć lada czém. Sit nomen Domini benedictum. Sto talarów, a toż skarb!
26 listopada. Gdym historyę tę moję opowiedział Izydorowéj, poczciwe kobiecisko tak się tém ucieszyła, że się niemal spłakała. Zarazem jéj za komorne zapłacił z góry, choć brać nie chciała. Spokojną mam całą zimę, a że powietrze w alkierzu nie jest najwyśmienitsze?.. pieścić się nie trzeba. Jedna rzecz mi dokucza najbardziéj, to zbyt blizkie sąsiedztwo beczki z kwaszoną kapustą, która mi jakoś śmierdzi. Surową kapustę nawet jeść lubię, ale tak przez cały dzień nią oddychać, staje się niemiłém trochę. Mam nadzieję wszakże, iż się do tego przyzwyczaję i naturę zwyciężę, bo to są kaprysy człowieka rozpieszczonego. Dzięki Bogu za to, co jest, a wymyślać się nie godzi. Ludzie do daleko przykrzejszych wyziewów nawykają.
27 listopada. Poszedłem z butami do Odrzyńskiego, z którym się oddawna znam, i jest człek uczciwy. Cholewy jeszcze bardzo dobre, skóra doskonała, dychtowna, jakiéj teraz nie dają. Przyszyć tylko przodki nowe i buty będą choć od parady. Po naradzie z Odrzyńskim i maleńkim targu o cenę, przyrzekł mi uszyć po przyjacielsku, żeby to przecie trzymało, nie tak, jak to nowomodne obuwie, co staje na dwa dni z dzisiejszym. Nigdy nie zapomnę, co mi nieboszczyk Sulzer opowiadał o tym szewcu z Krakowskiego Przedmieścia, którego mu (za jego lepszych czasów) zachwalono. Prawda, że robił buty eleganckie, choć je było w salonie na etażerce postawić, ale tyleż tego. Sulzer kazał mu sobie uszyć buciki, włożył je i we trzy tygodnie z po-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/546
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.