Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szłą. Przybył do Wilna z trochą pieniędzy, zarabiał ich niewiele potém robiąc preparata anatomiczne, przy których nieraz życie ryzykował, ale się ich podejmował dlatego, że pracując na zarobek, uczył się zarazem. Burzliwy umysł umiał nagiąć do najzmudniejszéj i powolnéj roboty, uczył zresztą małe dzieci, i tak mało potrzebował dla siebie, że temi środkami utrzymywał się nie wymagając najmniejszéj od nikogo pomocy. Sam nosił sobie wodę i posługiwał, ale że czas na to stracony żal w nim wzbudzał, obrachował się szczelnie, by mu jak najmniéj wychodziło; biegł do studni drogą jak najprostszą; jadł jak najmniéj i jak najkrócéj; przyjemnostki codzienne życia były mu obce. Najbardziéj uwagi godném było w nim to sterowanie i panowanie nad sobą potężne; cóż, kiedy sprężyna woli nie służyła mu wcale do kierowania ukształceniem umysłowém.
Po niejakim czasie ujrzałem w nim zmianę wielką, osmutniał jakoś, zadumał się i pabladł; sądziłem, że mi się wygada z jaką boleścią, ale milczał swoim zwyczajem. Na dnie duszy po tych próbach nieustannych została mu, jak mi się zdawało, wielka tylko odraza od wszystkiego i lekceważenie; już się był tak jakoś ułomnie usposobił, że mógł jasno widziéć we wszystkiém złą i kulawą stronę, a piękności znikały przed nim. Powiedziałem mu to otwarcie.
— Doktorze, nadto jesteś dumny z tego, że wszędzie dostrzegasz łatwo słabą strony ludzkiéj nauki, mądrości i żywota... zrobiłeś się dobrowolnie kaleką. Dlaczegóż z równą łatwością nie starasz się nabyć władzy budowania czegoś lepszego od tego, czém tak poniewierasz?
Zastanowił się nieco...
— Uwaga głębsza, niż ci się może zdaje... — rzekł powoli — burzyć umiem, to prawda, szydzić mogę, pierwszym rzutem oka chwytam błędy i uchybienia... ale gdy zapragnę co stworzyć, braknie mi siły... Dwóch ludzi czuję wówczas walczących we mnie, jednego, który wierzy, drugiego, który szydzi i przeczy, a ostatni zawsze zwycięża...
— Zdaje mi się — dodałem — że ten charakter sam dobrowolnie nadałeś umysłowi swemu... Zostałeś wedle ewangielicznego prawa ukarany orężem, którym walczyłeś.
Spuścił głowę.
— Miałożby to wistocie — zawołał — być nie prawdą, ale tylko złudzeniem skoszonych oczu... to co widzę tak jasno... tak dobitnie?... miałżebym wiecznie patrzyć tylko na jednę stronę, skutkiem jakiegoś, jak on powiada — kalectwa?...
Tak mrucząc odszedł powoli...