Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

małą część tylko, jako zadatek, wybiera swój towar, a kontrabandzista umawia się dostawić go w pewne miejsce, gdzie wartość towarów i procent ma się opłacić.
Wielkość zysków może jedynie dodać odwagi przemycaczom, którzy życie, mienie i siebie samych narażają dla tego zarobku. Najciemniejsze nocy, najstraszniejsze burze, są chwilą dla przemycaczy najpomyślniejszą. Naówczas suchą granicą, laskiem przymykają się z jednéj strony na drugą. Ale wieleż to niebezpieczeństw, nim się przebędzie linią i po jéj przebyciu! Co chwila można być złapanym, a naówczas jedynym ratunkiem porzucić konia, wóz i towar, a samemu uciekać.
Naturalnie, zbliżając się ku granicy, rozmowa między podróżnemi toczyć się poczęła o handlu i o tém, cośmy tu wyżéj wzmiankowali. Już niedaleko od granicy, wypadł im nocleg w traktowéj karczmie, pełnéj żydów, bryk, koni i otoczonéj całym obozem ładownych furmanek.
Izba pełna była ludzi. U komina paląc fajki gwarzyli nad kwartą ludzie, których arendarz tajemniczo namawiał na poodsypywanie potrochu pszenicy z worków, wmawiając im, że tego postrzedz nie będzie można. Chłopki pocichu się zmawiali, a tymczasem dodająca ducha i odwagi kwarta krążyła. Pisarz doglądający transportu pił wiszniak za stołem i nic nie widział, za dymem fajki i wiszniaku. Daléj kilku Russkich targowało się o owies i siano, głośno krzycząc i hałasując na żyda. Była to ostatnia karczma nad pięćdziesiąt werstowną dystancyą — i ostatni żyd; Russcy obiecywali sobie jechać po nocy do pierwszego karaima w niedalekiéj wiosce.
Jeden żyd chodził modląc się po izbie, kilku w czapkach siedzieli za stołem, maczając kawałeczki chleba w trosze rozpuszczonych na miseczce jaj, z dodatkiem cebuli i odrobiny masła na skorupce od potłuczonéj miski. Wszyscy jednocześnie wystawiali rękę do wspólnego jadła i pożywali je z powagą i rozwagą szczególną. Odrobina téj strawy starczyła na nich wszystkich i była zapewne jedynym całego dnia posiłkiem.
Na południe kawałek chleba z solą i cebulą wystarcza. W szabas tylko jedzą więcéj i odważają się na kawałek mięsa lub gotowanéj ryby; resztę tygodnia wstrzemięźliwość i oszczędność żydowska jest prawie niepojętą. I to nam tłómaczy, jak małe zyski mogą wystarczać ludziom, co tak małém żyją. Każdy potrzebujący więcéj dla siebie, tém samém musi żądać większych korzyści z handlu, a w jednym interesie, przy równych zyskach, żyd zawsze chowa więcéj, bo mniéj go kosztuje życie. Strawa dzienna, gdyby ją Izraelita chciał sobie dobierać wytworniéj, kosztowałaby go daleko więcéj, niż nas, bo w proporcyą materyały są droższe, mięso koszerne,