Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na Adama i zdziwiła się — on na nią ani patrzał, ani się ku niéj obrócił, ani był ciekawy jéj pięknych oczu, jéj anielskiéj zobaczyć twarzyczki. — Wszedł nie schyliwszy głowy i stanął z oczyma wlepionemi w ciemniejszy głąb kościoła. Kobieta zakaszlała, zaruszała się, zaszeleściła jedwabną suknią, westchnęła — i nie spojrzał jeszcze! nie spojrzał na nią! — Coż mu jest? — powiedziała w sobie — bardzo nieszczęśliwy, albo najszczęśliwszy że świata nie widzi i widziéć nie pragnie i nie szuka nic wkoło siebie.
I westchnęła raz drugi, a westchnienie poszło napróżno, tylko od niego zamigotała lampa przed obrazem. Wyraz smutku miłego ustąpił z twarzy kobiety i weszły na nią ciekawość, niecierpliwość — niepokój. Bo czemuż nie spojrzał na nią?
I przyglądała mu się z ciekawością, aż uznawszy go młodym i pięknym, podwójnie się zdziwiła. W téj chwili Adam się odwrócił i oczy się ich spotkały. Kobiece paliły się niecierpliwością, męskie osłaniała mgła łez, co nie wydobywszy się jeszcze z powiek, pod niemi krążyły.
A taka była siła łzawego spojrzenia, przez które wyglądało tysiące myśli o przyszłości, że przed nim zachwiał się wzrok kobiecy i upadł bezsilny na ziemię. Ale podniósł się raz drugi i spotkał już inne wejrzenie. Adam całą duszą patrzał na kobietę, jakby ją pierwszy raz w raju u boku swego zobaczył — pierwszy raz, najpierwszy w życiu zabiło mu serce niepokojem miłości, pierwszy a najpierwszy raz spotkał się oko w oko ze swoją narzeczoną przyszłością, tak mu się zdawało, i powiedział w duszy: — Oby tak być mogło! oby to była przyszłość moja!
Niestety! spełniło się życzenie!
Kobieta poruszyła się z ławki i wyszła z kościoła, — Adam pociągnął się za nią. U drzwi biorąc święconą wodę, obejrzała się, postrzegła go, zarumieniła się, obróciła raz jeszcze i z bijącém sercem dumna zwycięstwem swém wyszła. On patrzał, patrzał i cały był w oczach, cały oczyma. Ale wkrótce załamał ręce i stanął wryty na progu smętarza — piękny powóz zajechał po nieznajomą, która siadła do niego, spojrzała raz tylko jeszcze i wskazawszy ludziom ręką na miasto, otulona salopą — odjechała. Adam byłby szedł na koniec świata za nią, gdyby szła piechotą, ale nie pogonił za odjeżdżającą. Z innego to świata istota, — pomyślał — jeszczem ja od niego daleko, ale kiedyś w nim będę! o będę! — I począł wracając do domu dumać, a dumanie zaprawiło się żółcią i octem, bo myślał, jak nieprędko wejdzie w upragniony świat, on co jeszcze tak był nizko, i ile lat jeszcze upłynie i powiędnie łodygami bez kwiatów. I ona — dodał w myśli, — uwiędnie także.