Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chłopczyku! chłopczyku! wołała, czyś ty głuchy, czyś ty ślepy? poczekaj! poczekaj, ja zbłądziłam, pójdziem razem.
A chłopiec nic nie odpowiedział, tylko goręcej się jeszcze modlił.
Nareszcie uczuł że się ku niemu zbliżała i śmiejąc się targała go za fałdy i mówiła:
— Chłopczyku, czemuż ty mi nie odpowiadasz? aj! piękny chłopczyku, już się zmierzcha, ja się boję iść sama, pójdziem razem! nieprawdaż?
— Ja się modlę i idę do piekła, odpowiedział chłopiec, jeśli chcesz to idź za mną.
Dziewczyna odskoczyła i rozśmiała się.
— Szalony! żartujesz! Zobaczęż i ja gdzie to te piekło. I szła za nim ciągle, szydząc z niego, to znów prosząc go, aby się zatrzymał; on na wszystko był głuchy. Słońce już było zaszło, a jeszcze nie widać było żadnej gospody na drodze, dziewczyna śpiewała idąc za nim piosneczki wieśniacze, on patrzył na mysz i szedł i modlił się. Ciemniało, ona szła za nim jeszcze, ale coraz dalej, nareszcie probując rozmowy wszystkiemi sposoby i nie mogąc jej zawiązać, łajać go zaczęła.
— A hultaju ty hultaju! wołała, pięknież to tak, dobrze nie chcieć poratować, słówka nie powiedzieć do biednej dziewczyny. Piękny jesteś a dziki i nie ludzki. Zmiłuj się, poczekaj, widzisz że się zciemnia, siądźmy i odpocznijmy.
— Ślubowałem Bogu nie odpoczywać, rzekł chłopiec. Dziewczyna mu się śmiała.
— Do licha nie dalekoż ty zajdziesz!
— Bóg mi sił doda! rzekł chłopiec znowu.
Zbliżali się do wielkiego lasu, a na kraju jego stała gospoda wygodna, dymiło się jej z komina, czuć było smarzeninę z kuchni i widać dużo ludzi, a przed chłopcem była puszcza i noc. Dziewczyna zatrzymała się u drzwi gospody i kusiła go jeszcze.
— Chodź, przenocujem razem, a jutro pójdziem dalej w drogę.