Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nad wszelki wyraz chytra i przebiegła kobieta, w pierwszych dniach po przybyciu mojej Luchny wypuściła ją samą do kościoła, nie wątpiąc, albo raczej przeczuwając to, że my się spotkać musimy i dowiemy o sobie.
Tak się też stało — jest Opatrzność nad temi, co się uczciwie miłują. Nie powiem jak byłem szczęśliwy spotykając ją i jaką chwilę spędziliśmy razem, choć z obawą, aby nas nie spostrzeżono. Luchna, która dobrze znała swą powinowatę i przed którą ona już się wygadać musiała, przestrzegła mnie, abym ostrożnym był, bo tu znowu przeczuwa zasadzkę.
Tym razem jednak rachuby Świętochny, które niewątpliwie miała, omylone zostały zbiegiem nieprzewidzianych wypadków, dla mnie równie nieszczęśliwych jak to co z innej strony czekać mogło.
Wielki rozgłos imienia Kallimachowego, stanowisko jakie zajmował na dworze, codzień rosnące znaczenie tego człowieka, wszystkich ciekawość obudzało. Każdy chciał widzieć go, słyszeć, zachwycać się tym czarodziejem.
Wyprawiano dla niego uczty, ugaszczano, obsypywano darami, a na te on wcale obojętnym nie był. Znajdował to bardzo naturalnem i niejako obowiązkowem, gdy mu za kilka pochwalnych wierszy łacińskich kilkadziesiąt sztuk złota przynoszono. Powiadał otwarcie, że za bezcen daje nieśmiertelność, albowiem nie wątpił, że dzieła jego mieć ją będą.
Kallimach był zwierzchnikiem moim, bardzo więc łaskawie znalazła się matka moja, dnia jednego oświadczając mi że chce Włocha dla mnie pozyskać, przyjmując go wspaniałą ucztą w swym domu, na którą dozwoliła mi zaprosić osoby, jakie jemu miłe a mnie potrzebne być mogły.
Piękną bardzo pozłocistą czaszę i misę srebrną przeznaczała jako dar i pamiątkę dla Kallimacha.
Rzuciłem się jej do nóg, dziękując za tę troskliwość