Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozśmiałem się, umyślnie jej sprzeciwiając.
— Król nie dopuści do tego — rzekłem.
Zobaczycie! — przerwała — zobaczycie. Tyranów my takich u siebie nie ścierpimy jak Włosi.
To mówiąc wstała i pożegnawszy się prędko wyszła.
Nie próżnem to było, co mówiła, bo w istocie niechęć ku Kallimachowi, podżegana z wielu stron rosła.
Gdy ks. Długosz z Pragi napowrót przybył, szedłem do niego w parę dni potem, aby pozdrowić starego mojego dobroczyńcę i mistrza. Znalazłem go jeszcze smutniejszym, mocniej namarszczonym niż zwykle, stękającym boleśniej.
— Macie więc Włocha? — rzekł do mnie bez ogródki poczynając. — Gładki człowiek, łacinnik doskonały, niewiastom miły, panom pochlebiać wprawny, a do rady jedyny! Radziście mu? a chłopięta moje! chłopięta moje!
Westchnął i ręce załamał.
— Oduczy ich bojaźni Bożej i wstydu, bo obojga sam nic ma — rzekł — ale gładki, ale przystojny, na izbach zamkowych pięknie się umie postawić, język wyprawny, rozumu siła, tylko...
Nie dokończył i kładnąc mi ręce na ramionach rzekł:
— Wszystkich was już w sieci swe złapał?
— Ojcze — odpowiedziałem — wielki czarownik jest, tego nikt zaprzeczyć nie może. Umysły chwyta, lecz serca nie wiem czy zyskać potrafi?
— Chłopięta moje? Kaźmirz? — zapytał.
— Zdala od niego — odparłem — a i Kallimach zyskać go sobie się nie stara. Broni go pobożność. Gorzej z moim Olbrachtem, bo ten całkiem do niego przystał i u warg jego wisi, słuchając złotych a miodowych słów, któremi go karmi.
— Toż będzie z młodszemi — westchnął Długosz. — Takie było przeznaczenie snadź królestwa tego i rodu Jagiełłów, który, choć liczny jest, nie potrwa długo, gdy