Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie znajdując oporu wyraźnego przeciwko mojemu żądaniu, aby w Krakowie zamieszkała i pozwoliła mi służyć sobie, wróciłem znowu do tej myśli.
— Stanie się jak żądasz — rzekła powoli. — Winnam ci za to wszystko, coś wycierpiał niewinnie, a zechceli świat czernić mnie i obwiniać, zniosę w pokorze. Nie zamknę się w klasztorze, chociaż sukni tercyarki nie zrzucę, ani pokuty nie zaniedbam. Kazano wszystko przebaczyć, aby Bóg nam win naszych nie pamiętał. Kazano przebaczyć — dodała — nad tem pracować potrzeba, aby serce własne zwyciężyć.
Gdym dziękował jej, odprawiła mnie za głowę ująwszy i wyszła łzy ocierając. Drugiego dnia wychodzić miałem z zamku, gdy mnie Sliziak spotkał we wrotach. Chociaż się go nie obawiałem teraz, miałem wstręt jakiś do tego człowieka z dawnych czasów i pozbyć się go nie mogłem. Powitałem dosyć zimno.
— Do was szedłem — rzekł biorąc mnie za rękę i spojrzawszy mi w oczy dodał — nie marszcz się na mnie. Sługą byłem i jestem, nie z tych sług co dla pieniędzy, ale co dla serca służą. Od pieluch ją kochałem dzieckiem, dlategom był gotów dla niej, choćby truć i zabijać, a gdy każe miłować, dla niej miłuję, tak jakem nienawidził.
Westchnął.
— Cuda się dzieją — mówił dalej widząc, że mu nie myślę przerywać. — Pani moja domu szuka w mieście, aby go kupiła... ale bez was teraz nic uczynić nie chce. Nawojowej lada dworku nabyć się nie godzi, musi mieć kamienicę, którejby się ani Gastoldowie, ni Tęczyńscy nie wstydzili. Brat jej po Siemionie Olelkowiczu wielkorządzcą w Kijowie. Znalazłem w rynku dom po Rejzerach pod złotym dzwonem, ale dzwon się na tarczę naszą przerobi. Chodź opatrzeć.