Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaklinam cię, matko...
— Nie zwij mnie tem imieniem — przerwała dziko.
— Wezwijcie rady świątobliwych mężów, których tylu liczy miasto nasze; oni uspokoją, oni wskażą pokutę i drogę.
— Skarcą mnie i odepchną — przerwała gwałtownie.
I nie patrząc na mnie, wyszła nagle. Zostawszy sam, wywlokłem się przestraszony i zbolały z klasztoru.
Widziałem, że w pomoc kogoś wezwać muszę i na spowiedzi się zwierzyć jednemu z tych zakonników, którzy wpłynąć mogli powagą świątobliwości swojej na niespokojną kobietę. Lękałem się, aby obłąkana tą pokutą, która się z zemsty uczuciem łączyła, nie popełniła kroku, mogącego ją na zemstę rodziny wystawić.
Cierpienie przywiązywało mnie do niej. Nie chciała mi być matką, ale ja pragnąłem być dla niej dziecięciem przywiązanem. Jak ja była sierotą, opuszczoną, zostawioną sobie samej. Trafić nie umiała o własnej sile nawet do Boga.
Wybiegłem z klasztoru nie zebrawszy myśli, nie wiedząc dokąd się udać, gdy na myśl Opatrzność mi przywiodła niejeden raz słyszane, sławione ze świątobliwości imię O. Ładysława z Gielniowa.
Widywałem skromnego i pokornego zakonnika u ks. Jana Kantego, który się nim zachwycał, tak jak on wielbił pobożnego mistrza. Oba siebie byli godni.
Jednym tchem pędziłem do klasztoru Bernardynów, u furty niespokojnie błagając aby mnie do niego wpuszczono. Był w kościele na modlitwie przed N. Sakramentem, ale jakby przeczuł, że pomocy jego ktoś potrzebuje, ucałowawszy ziemię, wstał właśnie i miał wyjść, gdym mu do nóg przypadł.
— Ojcze mój — zawołałem — zlituj się nademną, wysłuchaj mnie. Ratuj duszę, którą ty tylko możesz ocalić.
Tuż stał konfesyonał. Ks. Ładysław wszedł do niego, szepcąc modlitwę, pokląkłem ja do spowiedzi