Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie skarżę się — rzekłem — los mój znoszę i nie żądam zmiany jego.
— Choć inny tobie i mnie się należał — szepnęła. — Ale Bóg chciał, błogosławiona wola jego.
Otarła oczy i zaczęła gorączkowo mówić prędko.
— Nie powinnam była cię widzieć, alem pragnęła raz jeszcze. Mów co ja dla ciebie uczynić mogę? chcę naprawić to, co los popsuł.
— Nic nie żądam — odparłem wzruszony — pozwólcie mi tylko widzieć siebie i zyskać serce wasze... Jestem sierotą.
— Nie! nie! — zawołała — toby było pociechą dla mnie, a ja pokucie życiem oddała. Zakonnicą niegodnam być, łaską jest, że mi tę suknię wdziać pozwolono, ale świata wyrzec się muszę i zapomnieć. Chciałam tę pokutę moją uczynić głośną, jawną, oskarżyć się, okryć wstydem... Ale rodzina, ale wszyscy, co są z nią związani nie dopuszczą tego... zamkną... Możni są... Zadawali mi szaleństwo — rzekła cicho. — Tak... mogliby o nie obwinić.
Załamała ręce, łzy się jej z oczów toczyły. Wśród tego pobożnego pokutniczego usposobienia, czuć było wybuchy ziemskich wspomnień i uczuć, które się z niem pogodzić nie mogły.
W skrusze i pokorze tkwiło jeszcze niezgasłe zemsty uczucie.
Po namyśle wstała z ławy, czoło się jej zmarszczyło.
— Chcę naprawić choć w części niesprawiedliwość losu — rzekła — mam majętności, przekażę je tobie, niech ludzie mówią, co chcą, nie dbam o to... Mam prawo mieniem mojem rozrządzać, ale powinieneś dwór porzucić, służby się tej wyrzec.
Nie potrzebowałem długiego namysłu, aby sta-