Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niespokojny człecze, duchu błędny, kiedyż ty do portu przypłyniesz.
Nie spytał mnie kędym bywał i co się ze mną działo, jak gdyby mu to wszystko wiadomem było. Miał ten dar czytania w ludziach, o którym wiedziałem dawno. Stęknąłem tylko, że mnie los prześladuje.
Uśmiechnął się.
— Dziecko moje — rzekł — a wieszże ty, co ci on przeznacza i dokąd prowadzi? Wielekroć człowiek, gdy się nad przepaścią sądzi, wyzwolenia jest najbliższy.
— Bogdajby słowa wasze prorocze były! — westchnąłem.
Twarzą i oczyma na mnie patrzył tak pogodnemi, iż mi dodał otuchy.
— Idź z Bogiem — rzekł zagadkowo — a nie trwóż się.
I znowu mnie z tą tylko pociechą, żadnej rady nie dając, odprawił.
Wyszedłszy od niego, tak byłem w myślach zatopiony, żem krokami mojemi nie kierował. Wlokłem się zadumany ku zamkowi zmierzając i nie ocknąłem się aż pod kamienicą jakąś, którą poznałem, że była Długoszową.
Przypomniałem sobie, że mu ją byli Kurozwęzcy złupili, a i on sam uchodzić musiał dla sprawy biskupiej, ale ta już załatwioną została.
Stało się jak król chciał.
Nalegał nań legat papiezki, aby ustąpił, klękał przed nim ks. Jakób z Sienna, nie pomogło nic, biskupowi włocławskiemu dano krakowską stolicę.
Powiadano, iż rzymski poseł od papieża utratą królestwa groził Kaźmirzowi, na co on odpowiedział, iż gdyby nie jedną, ale trzy miał utracić korony, słowa raz rzeczonego nie odmieni.
Postawił więc na swem, zabiegając aby odtąd mu