Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem, lecz com dnia jednego ułożył, drugiego się samo rozsypywało.
Najprostszą było rzeczą pójść w służbę rycerską skłamawszy sobie jakiekolwiek szlachectwo, bo o dowody nikt nie pytał — alem już mówił jaki wstręt czułem na fałszu żyć, o pożyczanem nazwisku.
Naostatek wymęczywszy się w ciągu podróży, która szła niepośpiesznie, bośmy nie mieli czego pędzić, na los i przeznaczenie zdałem wszystko. Niechaj będzie jako chce.
Przez wszystkie te dni jechałem tak milczący i posępny, iż towarzysze mi wyrzucali to, a Kraków zobaczywszy, Boże miły, lice mi się rozjaśniło. Nie był ci on mojem rodzinnem miastem, alem tu najlepsze lata młodzieńcze przebył, do jakiego takiego rozumu przyszedł, miałem ludzi znajomych i przyjaznych, czułem się jak w domu.
Zaciągnęliśmy wszyscy do gospody do mojego mieszczanina, u któregom wprzód komornem stał, który nas pod dachem w izbie umieścił, a i na konie się miejsce znalazło. Ledwie się obmywszy z kurzawy tak mi pilno było na Wawel, żem na godzinę nie zważał. Król był na łowach, powiadano, alem się Zadorę albo Maryanka lub ostatku któregokolwiek ze znajomych spodziewał znaleźć.
Śpiącego trafiłem Zadorę po jakiejś zabawie. Gdym go zbudził, zobaczywszy mnie, przeżegnał się.
— A ty tu co robisz?
— Widzisz! powróciłem, guza tylko oberwawszy.
Ponieważ wcale nie słyszał o mnie, musiałem mu całą historyę opowiedzieć, z której zamiast się ulitować nademną, śmiał się niepoczciwy.
— Tyle wiem — rzekł w końcu — że jabym się tak nie dał wziąć. Prostaczek jesteś i choć nie młokos już, a łatwowierny jak dziecko.
O losie Domaborskiego wiedziano już w Krakowie, Tęczyńscy bowiem jako Toporczyka sprawę jego wzięli