Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powtórzył to parę razy, groził mi i milczenie moje biorąc za przestrach, z niechęcią wskazał mi dokąd mam iść, aby się z Ostrorogiem rozmówić, po namyśle sam krocząc za mną.
Ostroróg zimno naprzód mnie badać począł, zkąd i co zacz byłem. Powiedziałem mu, że sierotą jestem, że król nademną opiekę miał, żem u niego na dworze był, ale odpuścił mnie.
O tem, jak tu w pułapkę wpadłem, nie mogłem mówić, bo kasztelan tuż stał nademną.
Z pochwałą się wyraziwszy o pisaniu mojem, radził mi potem, abym pióra nie rzucał i na bakałarza się sposobił, bo takich ludzi do szkółek wielu potrzeba było. Stanęło potem na tem, że mi miał manuskrypt dać, którybym kilkakroć dla niego przepisał, a że łaciński był, o łacinę też mnie zapytał.
Stał Domaborski nad nami ciągle, rozmowie się nie dając przeciągnąć — a ledwie się skończyła, dał znak, abym precz szedł.
Na tem dnia tego było dosyć.
Nazajutrz rano w podwórcu spotkałem od ludzi swych wracającego Ostroroga. Poznał mnie i skinął.
W twarzy jego malowało się coś niepokój wielki zdradzającego. Przebiegły i bystro wglądający we wszystko, musiał coś pochwycić w czasie pobytu swojego, co mu do myślenia dało, iż Domaborski nie tak czystym był, jak się chciał okazać.
Naprzód od rękopismu począwszy, gdy się obejrzał wkoło, że nas nikt nie słucha, przystąpił do mnie i spojrzał mi w oczy głęboko.
— Słuchaj — odezwał się — mów mi prawdę szczerą, co ty tu robisz? Jesteś-li po dobrej woli?
— Nie godzi mi się ust otworzyć — odpowiedziałem prędko — sprawa to gardłowa. Proszę, nie pytajcie mnie... Jedno rzeknę tylko, że niewola sroga.
Chciałem odejść, bom się lękał, aby nas nie ułapiono na rozmowie, gdy Ostroróg spytał żywo.
— Mów, biją żydzi na zamku monetę?