Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko wali na mnie, zbójcą i fałszerzem czyni, ale na jego skórze z nim obrachunek uczynię.
Przerwał mu Ostroróg — zawrzało, zahuczało i ucichło.
Ciszej potem naradzali się z sobą, tylko Domaborski wybuchał niekiedy, sprzeciwiając się, nie poddając, słuchać nie chcąc rad rozumnych.
Nie wiem, na czem się skończyło, ale kłamstwo i zuchwalstwo kasztelana nie uległo.
Ostroróg snadź zmiarkowawszy, iż tu słowo i rozum nic nie pomogą, umilkł.
Powiedli się potem wieczerzać do komnat innych, a o mnie tak dobrze zapomniano, żem musiał, listy porzuciwszy, gdy zciemniało do komory mojej powrócić.
Nazajutrz jeszcze przez dzień cały na zamku pozostał Ostroróg, zapewne aby kasztelana z pomocą żony skłonić do porozumienia się z Szamotulskim.
Wyszło to mnie, jeśli nie na korzyść, to na chwilowe próżności mojej połechtanie. Wiedziano o tem, że Ostroróg wszelkich ksiąg i rzeczy pisanych był ciekawym. Okazano mu kaligrafię moją, a choć może niewiele była ona warta, gdy pod czas i on skryptora nie miał, zażądał natarczywie od kasztelana, aby mu mnie odstąpił.
Nic o tem nie wiedziałem, gdy zażądano abym szedł do pana.
Zastałem go w izbie samego, zachmurzonego, czerwonego, chodzącego niespokojnemi kroki. Ostro naprzód mnie zmierzył, gdy na progu chód posłyszał.
— Jest tu brat mój — odezwał się szorstko — człek pisma ciekawy, półklecha, podobało mu się pisanie twoje, chcę z wami mówić... Zażąda pisania, nie bronię, ale, patrz! język za zębami! Co u nas się dzieje, o tem paplać wara. Skarżyć się nie masz za co a mnie obwiniać, niech cię Bóg strzeże!... Słyszałeś to raz: długie ręce mam, króla się nie boję, chłystka powiesić u mnie jak orzech zgryźć. Pamiętaj!