Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głoszono Władysława z Domaborza, ani mi się śniło posądzać.
Wiedziałem, że synem był wojewody inowrocławskiego, Macieja, a za żonę miał córkę Wacława, księcia na Raciborzu, której siostrę wziął Ostroróg.
Słyszałem o tem, że do Prus królowi oddziały prowadził, które się o należny żołd potem zbuntowały, ale to zagodzono.
Dowódzca oddziału, mazur Szeliga, który bez miary wiele opowiadał, i rad był, że nowego człowieka do słuchania schwycił, już gdyśmy w drodze byli do Domaborza, wygadał się z tem, o czem nie wiedziałem dotąd i zapóźnom się dosłyszał tego, że Domaborski z Piotrem z Szamotuł starostą był w otwartej wojnie.
Nicem nie rzekł na to, ale mi się zrobiło markotno, bo wojna ze starostą tyle znaczyła, co z królem. Teraz zaś z rąk się wyrwać Szelidze nie było sposobu. Ciągnął mnie z sobą, wiele z tego obiecując, żem do wszystkiego im służyć mógł i do konia i do pióra, a oni właśnie takich potrzebowali.
Poznacie naszego Władka! — mówił, poufale tak pana swojego zowiąc — takich ludzi na świecie mało. I głowa u niego i serce, i ręka równie tęga. On powinien w Wielkiej Polsce ster trzymać, dopieroby z tem i królowi i nam i ziemi całej dobrze było. Ale na to potrzeba, abyśmy się wprzód Szamotulskiego pozbyli.
I śmiejąc się dodawał.
— Niechaj no! przyjdzie i do tego!
Z tych rozmaitych nieostrożnie wygadanych wiadomostek, już mi dojeżdżając do celu nie w smak było, żem się wplątał i dał tak ująć lekko.
Nie byłem jednak związany niczem i obiecywałem sobie, że nie ugodziwszy się z Domaborskim, będę się mógł wycofać.
Zdala zamczysko i dwory pańskie wydawały się