Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taką złość prawie i wstręt, że nie mogłem pojąć po co mi iść za sobą kazała, nie mogąc spojrzeć na mnie bez odrazy.
Było to tak wyraźnem, że omylić się nie mogłem. Czekałem jak na mękach, podczas gdy ona im dłużej się nie odzywała, tem snadź wewnątrz burzyła się mocniej, aż gdy zniecierpliwienie jej doszło do najwyższego stopnia, wybuchnęła.
— Wiecznież ja ciebie na mojej drodze będę spotykać? — krzyknęła. — Co tu robisz? Czego tu siedzisz? mało ci świata? Czemu rady poczciwej nie słuchasz i nie pójdziesz się gdzie zamknąć w klasztorze? Spodziewasz się? czego się ty spodziewać możesz?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć zrazu, boć Nawojowa nie miała żadnego prawa ani mi narzucać swej woli, ani pociągać do zdawania rachunku.
Namyślałem się nieco.
— A dlaczegóżbym nie miał czynić, co się mnie podoba? — odparłem. — Król mnie odpuścił dając wolę, szukam sobie chleba i służby jak umiem. Miłość wasza możecie się nie troszczyć o mnie.
— I nie troszczę się też — wybuchnęła — ale radabym nigdy cię nie spotykać, nie widzieć i nie słyszeć o tobie.
Szybkim krokiem, obejrzawszy się po izbie, przystąpiła blizko tak do mnie, żem uczuł oddech jej przyśpieszony. Widząc, że nikogo nie było dodała pośpiesznie, ale stłumionym głosem:
— Ty wiesz, że jestem matką twoją, tak, jestem nią, za grzechy moje, za pokutę na srom! i brzydzę się tobą, tak jak nienawidzę zdrajcy, co się zwie ojcem twoim. Dlatego patrzeć na ciebie nie mogę, śmierci ci życzę, jak jemu. Idź, uchodź, niech się pozbędę raz ciebie, gotowam do ofiar... Wdziej suknię i zagrzeb się gdzie w klasztorze, a niech ja o tobie nie słyszę i nie wiem, jakby cię na świecie nie było... I dla niego chcę, abyś zginął, aby, jeżeli ma litość jaką nad tobą, zamiast niej, zgryzotę miał tyl-