Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chwaliła się z nim matka, ojciec go po rękach nosił i pokazywał, całował i popisywał się.
Prawda, żem w tym wieku chłopaka podobnego jemu nie widział. Nie dziecko to już było, ale dziwowisko jakieś i cudowisko.
Piękny jak matka, a bardzo szlachetną mający twarzyczkę, żywy, rozumny, od ojca się śpiewać i grać nauczył, nie wiem od kogo czytać i pisać, a i staremu z nim puścić się w rozmowę nie było bezpieczno, tak miał już gębę wyprawną, dowcip osobliwy i głowę otwartą.
Zdawało się, że czego nie umiał i oczem nie wiedział, to odgadywał. Pieszczony, więc śmiały nikogo się nie uląkł, a choć szewca i szynkarki syn, tak się nosił, jakby do korony się czuł stworzonym.
Ciołek stary całując go, mawiał:
— Ten świat zdobędzie, gdy zechce!
Rodzice się za nim rozpadali, ale go psuli i inni, bo go po domach dla popisu wodzono, karmiono, chwalono, dziwowano mu się, z czego mu wielka pycha urosła.
Dawali go do szkoły do P. Maryi, a tam się to wesołe chłopie uczyło tak łatwo, że wszystkich prześcigało.
Od rodziców począwszy każdy naówczas prorokował Rozumkowi, że daleko zajdzie, ale tam, gdzie się on później dostał, nikt się go widzieć nie spodziewał.
Niżej o tem rozpowiemy jak mu się poszczęściło osobliwie.
W pamięci mając, iż w kościele św. Trójcy moją umiłowaną Luchnę widziałem raz ostatni, gdy kościół po pożarze wprędce znowu pokryto i otwarto, chodziłem się do niego modlić.
Jednego ranku gdy w ławce ukląkłem, patrzę Nawojowa Tęczyńska, ta która mnie prześladowała i na życie moje godziła, klęczy modląc się, a za nią druga niewiasta, której chociaż nie poznałem, ser-