Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mieli niektórzy i kolebki i wożniki takie, że im panowie zazdrościli, palcami wytykając gdy w ulicy spotkali.
Po domach wieczorami muzykę i śpiewy słyszeć powszedniem było, a wtem się szczególniej naówczas lubowano i w kościołach i przy zabawach gędżby, a głosów pięknych dobierając.
Wiadomem to było powszechnie, że ów słynny z rozumu arcybiskup lwowski Grzegorz z Sanoka, muzyce a śpiewami los swój szczęśliwy w początkach był winien, chociaż później rozum okazał taki, że pamięć o tem się zatarła.
Jam też właśnie podówczas po raz pierwszy widział rodziców i tego jeszcze w dziecięcym wieku chłopaczka, który mizernego szewca będąc synem, później się szlachcicem i powiernikiem króla i papieżów domownikiem stał, a nieprzyjaciół sobie pewnie tem więcej zjednał niż wielbicieli.
Lecz w tych leciech nie zanosiło się wcale na to, co urosnąć miało.
Wiadomo to powszechnie, jak przy weselach równie mieszczańskich i pańskich, ludzie są potrzebni, którzyby z sobą wesołość przynieśli, zabawić umieli, błaznować i dobrej myśli dodawać. Wyrzucano to nieboszczykowi kardynałowi Oleśnickiemu, iż jako mąż był poważny a wielkiemi dostojeństwy okryty, przecie się w błaznach, trefnisiach i zabawach takich marnych kochał, a często godziny całe spędzał słuchając wesołków.
Cóż za dziw, że potem i mieszczanie uczty żadnej nie wyprawiali, ażeby do niej dwu, trzech wesołków i trefnisiów nie najęli, a śpiewaków i cytarzystów nie zaprosili.
Na weselu u jednego z Keslingów pamiętam, popisywał się ze śpiewem człek, który w istocie i umiejętnością pieśni wielu i głosem, a najwięcej humorem wszystkich zdumiewał.
Pamiętam go, był statury dużej, z twarzy nie