Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym. Milczał, nie skarżył się, rozkazy wydawał stanowcze, nie tłómaczył się z nich, rady nie potrzebował.
Z kierunku drogi zmiarkowałem, iż albo na Mazowsze lub do Litwy zmierzamy, co dawało do myślenia, iż się gdzieś może z królem połączymy.
Takeśmy zaciągnęli do nędznej mieściny w okolicy Czerska, której nazwiska nie pamiętam.
Na noclegu starosta żydów kazał zwołać i na osobności długo z niemi konferował i radził. Nazajutrz mieliśmy odpoczywać dzień cały. Postrzegłem, że żydy się rozbiegły, ruch pomiędzy niemi był wielki, a starosta cały dzień z głową rękami uciśniętą za stołem siedział milczący.
Wieczorem żydki mu jakąś wiadomość przynieśli. Tu, gdy już noc zapadała, a myśmy się zabierali odpoczywać, nagle Pieniążek wydał rozkaz na koń siadać, samopały gotować i ruszać.
Człeczyna jakiś w kurpiach, ni to kmieć ni szlachetka, z włosami długiemi, na szkapie nędznej czekał na nas. Był to przewodnik, ale dokąd i po co prowadził, nie powiedziano nam.
Kazano ciągnąć w milczeniu największem.
Z mieściny wyjechawszy, chociaż noc była ciemna, za przewodem zdążając jechaliśmy bezpiecznie, a trwało to niemal do północy, cośmy po gwiazdach poznawali.
W zaroślach nakoniec ukazał się jakby dworek czy chata.
Przewodnik zawrócił do Pieniążka i ukazał mu go. Stary drżącym głosem wydał rozkaz, ażeby dwór tak opasano dokoła, iżby się z niego żywa dusza wymknąć nie mogła.
Gdy mówił, tak mu się słowa plątały w ustach niewyraźne, jak gdyby je łkanie przerywało.
Starościńscy ludzie do różnych wypraw dosyć byli nawykli i zręczni. Zmiarkowawszy więc, że szło o pochwycenie jakiegoś zbiega, natychmiast się ustawili,