Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I po chwilce powtórzył.
— A! pokarał mnie Bóg! pokarał.
Zadumał się i jakby na wpół do siebie począł.
— Albo i to towarzystwo? Plichta! Komeski, wszakże to znane łotry, kostery i zbóje. Na Komeskiego kupcy lubelscy instygowali, że ich z drugiemi na gościńcach rozbijał. Plichta nie lepszy. Ci, choćby chciał się poprawić, nie dadzą mu.
Ośmieliłem się zcicha podszepnąć, iż na tych towarzyszów, jeżeli były skargi, możnaby się postarać aby pociągnięci byli i do więzienia dani, a takby się ta niebezpieczna przyjaźń rozerwać musiała.
— To go nie znasz! — zawołał starosta — on mnie, ojcu, tu za nich gotów zrobić taką chryję, że całe miasto o niej wiedzieć będzie. Muszę ich znosić aby pokój mieć, a w starościńskim dworze ich przyjmować, bo na mieście burdy wyprawiać będą.
Naprzeciwko, gdzie ks. archidyakon siadł z Plichtą i Komeskim do śniadania, zawzięła się wrzawa taka, że zagłuszyła powszednią tutejszą. Siadłszy jeść i pić, kazali sobie nosić tyle, ile mogli znieść; archidyakon jeszcze do swego stołu kogoś przywołał i już nie wstał aż dobrze po południu, śpiewając takie pieśni, że ojciec sobie uszy zatykał.
Płakał i powtarzał nieustannie:
— Pokarał mnie Bóg, pokarał.
Następnych dni kilka Pieniążek gościł u ojca, zapraszał coraz nowych z ulicy przyjaciół, tego rodzaju co Plichta i Komeski; noszono im miód, wino i cały dwór być musiał na usługi. Do ojca prawie nie przychodził archidyakon i lekceważył starca w oburzający sposób.
Nie wiem jak i czem moja powierzchowność w oko mu wpadła. Dopytując o mnie dowiedział się snadź, że u króla byłem na usługach. Powiedział ojcu, że jemu takiego amanuensa nie szkodziłoby mieć i że mnieby wziął do siebie.