Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żydów szczególniej z podarkami, ze skargami, mieszczan, ludzi pobranych za różne przewinienia, odartusów, a obok tego szlachty ubogiej z prośbami, podróżnych, cudzoziemców pełno było.
Kilku urzędników starościńskich, starszy nad pachołkami, pisarze kręcili się wśród nich i nie odnosząc do starosty, rozstrzygali pomniejsze sprawy. Co chwiła podnosiły się bolejące głosy, wołania, a gdy hałas ten rosł, wybiegał sam Pieniążek na dwór, krzyczał, rozpędzał, gniewał się i powracał do izby nic nie zrobiwszy.
Ludu i służby choć mnogo było jak u możnego pana, choć na nich dostatek niby jakiś widnym się zdawał, wszystko to nie trzymało się jedno drugiego, chodziło samopas i karności brakło.
Gdym się tu znalazł, w początku mi tak się to wydało dziwnem niemiłem i strasznem, żem się chciał wycofać, nie pokazawszy staroście. Ale zapóźno było, bo ten, co tam marszałkował, już mnie o nazwisko spytał i poszedł oznajmić, a tuż i Pieniążek sam ukazał się, wołając mnie do siebie.
W izbie sklepionej, zadusznej i ciemnej taki tłok panował jak w podwórzu i tu suplikantów było różnych, począwszy od progu do stołu gromada cała, z papierami jedni, drudzy z twarzami, które za nie stały...
Skryba siedział za stołem dosyć nędznie odziany i pióro gryzł. Starosta wprowadziwszy mnie, natychmiast się obrócił do pisarza, coś mu szepnął a w głos oświadczył, że już czasu niema, i że sprawy później załatwi. Poczem nie odpowiadając na wołania i prośby, drzwi do komory bocznej otworzywszy, wszedł szybko i mnie za sobą wprowadził.
Milcząc naprzód długo mi się przypatrywał, a i ja czas miałem się z blizka z nim zapoznać.
Na oko był człowiek krzepki, otyły, poważny, a w twarzy i postaci mający coś wielce groźnego i potężnego. Zdawało się, że musiał mieć wolę silną