Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej mu do wszystkiego służyć gotowi, na nic się nie oglądając, należeli dwaj z Kurozwęk: Stach i Dobek.
W sobotę wieczór, zaledwie król przybył i do królowej naprzód szedł, bo się dla ulżenia sercu naprzód przed nią musiał uskarżyć i rozmówić o wszystkiem, co go spotykało, obaj Kurozwęzcy na zamku się zjawili.
Król do nich wyszedł. Wpadło mi w ucho, gdy starszy z nich parę razy nazwisko ks. Jana Długosza z niechęcią jakąś wymówił. Nastawiłem ucha pilniej.
Mowa była o tych, których z Krakowa Pieniążek wygnał, a Stach z Kurozwęk dowodził, że ci mniej winni byli daleko, niż Długosz, wychowanek i ulubieniec nieboszczyka kardynała, który wszystkich podżegał, do oporu zachęcał, na pamięć im przywodził jak w podobnych razach Oleśnicki stałością swą nieulęknioną zwyciężał.
Król milczał posępnie.
Nalegali oba Kurozwęzcy, iż póty się duchowieństwo nie podda, aż na Długoszu król przykład uczyni i równie go z innymi ukarze.
Posłyszawszy to, a znając pana, iż mu w tej sprawie biskupiej na sercu leżało aby zwyciężył, nie wątpiłem już, że Kurozwęzcy dostaną polecenie jego też z miasta, z kamienicy i z tego, co trzymał wyrzucić.
Żal mi się wielki stał, bom szanował człowieka tego. Znano go, jak niezbyt królowi chętnego; wiedziano, że Tęczyńskiemu dał przytułek, wszystko to groźnem mi się zdawało.
Nie myśląc długo, wyprosiłem się u ochmistrza dla zmyślonej potrzeby na miasto. Nigdy mi nie zbraniano tego, bom też nie nadużywał swobody.
Dom kanoniczny tuż był blizko, pobiegłem do niego. Pewien byłem, że zastanę Długosza nad księgami lub modlitwą.
Poratować go nie było w mej mocy, ale przestrzedz czułem obowiązek.
Zobaczywszy mnie u siebie o tej porze niezwykłej,