Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kędy miał i jaką moc przemawiania za mieszczan krakowskich. A że się nie opatrzył w pismo od rajców, bo nikt nie myślał, aby go o nie zagadnięto, skazano wnet samozwańca na trzy grzywny kary. Okazało się, iż ich nie miał dla zapłacenia, kazano go wziąć do więzienia.
Stało się to naprawdę, ażeby mu życie ocalić, bo gdyby nie pachołkowie, nie uszedłby z niem cało.
Tęczyńskich powinowaci zmówili się na powracającego napaść i zamordować za to, iż sprawę mieszczan śmiał popierać.
O czem królowi gdy zawczasu podszepnięto, rozkazał w ten sposób ochronić go, a potem puścić kryjomo, aby z życiem uszedł. Pierwszy ten krok w sprawie mieszczan na niczem spełzł, z czego też Tęczyńscy nie radzi byli, przypisując królowi, iż umyślnie folgował winnym.
Oprócz tego król trafił, powracając na umysły przeciwko sobie poburzone okrutnie z powodu tej sprawy o biskupstwo krakowskie, o którem wyżej było.
Starły się z jednej strony, opór żelazny duchowieństwa, z drugiej króla wola niezłomna.
Kanonicy wszyscy wołali głośno, iż męczeństwa pragną i gotowi są na nie, wywołać je chcieli, a król znał sługi gotowe, co się nie wahali targnąć na kapłanów.
Dnie to były smutku i żałoby.
Z kapituły, którzy się najwięcej i najgłośniej opierali, Pieniążek, starosta krakowski, pachołkom swym kazał pochwycić i z miasta precz wyświecić.
Nie było litości z jednej strony, a z drugiej bodaj żądano, aby na widok gwałtu, lud się przeciwko króla zburzył.
Nie patrzałem na to, ale miasto całe rozpowiadało potem i nie mogło się ukoić, gdy kanonika Krzyżanowskiego, Mikołaja Bohdana, wikaryów kilku i mansyonarzy, pachołkowie z ich domów wypędziwszy, jak