Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

no. Króla powrót poprzedziła obietnica, że po przyjeździe swym sąd złoży i winnych ukarze. Czekali na to Tęczyńscy, a co w początkach po pogrzebie Andrzeja nikt się z nich w mieście nie pokazywał, w kilka niedziel wjechał w kilkadziesiąt koni sam cały kirem odziany, ludzie i wierzchowce w czerni, pan Jan, Andrzejów syn, w biały dzień ciągnąc do swojej kamienicy pod kościołem św. Michała.
Znać było, iż się już nie obawiał niczego.
Jak na dane hasło potem zewsząd się panowie z Tęczyna dla narad z nim ściągać poczęli, ale na zamku u królowej żaden się z nich nie ukazał.
Spotkawszy się z ks. Janem Długoszem przy zamkowym kościele jednego dnia, gdym mu się zdala pokłonił, palcem mnie ku sobie wezwał.
— Mówił mi pan Jan z Tęczyna — rzekł — że radby waszmości widział i wdzięczność mu okazał za to, żeś mu życie ocalił. Cóżeś to, tak dumny, że zajrzeć do niego nie chcesz, wiedząc, iż w mieście jest?
— Nie przez dumę to czynię — rzekłem — ale żebym posądzonym nie był, iż za dobry uczynek choćby dobrego słowa żądam. Com spełnił to dla miłości Chrystusa i z serca, nic mi się nie należy.
— Poczciwieś powiedział — odparł mi kanonik — wszakże gdy się komu dobro świadczyło, nie trzeba go upokarzać łaską. Idź wasze do niego, o zdrowie spytaj i pokłoń się. Choć królowi służysz, za złe ci tego nie wezmą.
Pokłoniwszy się odszedłem nie mówiąc nic, ale w duszy inaczej myślałem i iść mi się nie chciało. Wtem tegoż samego dnia, ulicą idąc, słyszę za sobą sykanie... obracam się, stoi pan Jan z Tęczyna w progu domu i znaki mi daje. Mimo woli przez myśl mi przeszło, jakim go teraz widziałem stojącym dumnie, a na on czas gdy do pieca u Krzaczkowej sadzałem.
Nie było sposobu, podszedłem z wesołą twarzą i pokłonem.
— Cóż to wy mnie znać nie chcecie! — zawołał. —