Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a naówczas jeszcze ujść lub się gdzieś skryć i wysunąć niepostrzeżonemu łatwo było.
Chociaż czeladzi i zbrojnych przy sobie miał niewielu — dumny pan, rozgniewany wcale jeszcze ustępować ani myślał, pewien będąc, że się na niego targnąć nie ważą.
— Niedoczekanie ich, abym ja się uląkł i przed niemi uchodził.
Od kamienicy do kamienicy tak przechadzał się sobie, krzycząc i ludzi potrącając.
Królowa powoływała go jeszcze na zamek, gdzie bezpiecznym mógł być, byle wrota zaparto, a niktby się na dworzec królewski rzucić nie śmiał. Ale z królem będąc źle, Tęczyński jemu ani królowej nic winnym być nie chciał.
Gdy się na niego gotowano i odgrażano, a tłumy zburzone pod ratuszem naradzały się jak mają ciągnąć i gdzie aby go ująć, ten tymczasem drwiąc z mieszczan, wodząc za sobą małą gromadkę, przechadzał się po Brackiej ulicy i dopiero, gdy już huknięto, że gawiedź płynie ogromną kupą, zamknął się dla obrony w domu Keslinga.
Właśnie kiedy się to działo i Wojtek z Szarlangiem dali hasło, a kupy się dźwignęły z miejsca, udało mi się ze ścisku wydobyć.
Miejsca luźnego trochę poruszenie to zrobiło, a ja korzystając ze swobody puściłem się naprzód. Tylko przeciwko prądowi nie było sposobu, pociągnięto mnie też na Bracką ulicę; alem pod domostwy się przesuwając, gdzie trochę miejsca było, przodem się wyrwał.
Wtem na wieży u P. Maryi, nie wiadomo z czyjego rozkazu, w jedną stronę dzwonu bijąc na gwałt, dano jakby hasło do napaści.
Mnie strach ogarnął, bo dokoła natychmiast ozwały się wołania:
— Bij, zabij! krew za krew!