Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niebezpiecznego urosnąć miało, a może też im, Boże odpuść, nie wiele o panów Tęczyńskich chodziło, choćby im się i co nie bardzo miłego przygodziło.
Królowa przestraszona, kazała rajcom oświadczyć, iż uroczyście oświadcza i osiemdziesiąt tysięcy grzywien daje zaręki, że nazajutrz, bo tego dnia już noc nadchodziła, sprawę rozsądzi, zagodzi i załatwi.
Rajcy się tem zaspokoić nie dawali, oświadczając, że tu zaraz coś począć trzeba, bo lud okrutnie rozdrażniony pohamować się nie da.
Na co im starosta Pieniążek rzekł.
— Wasza sprawa mieszczan przywieść do opamiętania, wy za wszystko odpowiecie.
Rajcy, którym to na ramiona spadło, wyszli niezmiernie oburzeni i zniechęceni.
Kridlar wołał ciągle:
— Niechże się dzieje co chce... my siły nie mamy.
Tuż u wrót zamkowych czekał na nich lud z przewódzcami; kilku znaczniejszych kupców domagali się poskromienia, ratunku. Wtem Kridlar im rzucił w oczy z czem powracał.
— Królowa, a raczej starosta zbył nas czczą obietnicą. My już sami nie wiemy co poczynać. Musimy chyba wymierzyć sprawiedliwość, na jaką nas stało.
Tu od słowa do słowa, gdy jeden drugiemu poddawał co czynić, a nikt nie umiał skutecznie zaradzić, umysły się rozogniły i rozpasały tak, że ich żadną siłą powstrzymać nie było można.
Klemens z Lurgem i Szarlangiem, co miał do domu pójść, aby z oczów zniść ludowi, umyślnie pobity i okrwawiony stał i krzyczał, że sprawiedliwości nie ma, że rycerstwo mieszczan w biały dzień po ulicach morduje.
Kto nań spojrzał, serce mu się przewracało i z czem kto mógł i miał, począwszy od korda zardzewiałego, do drąga okutego, do wideł od gnoju, każdy biegł gotów bić i mordować.
Godzina była dwudziesta i trzecia, wieczór zapa-