Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W samych drzwiach ratuszowych kupa stała największa, ściśnięta, jakby na coś oczekująca. Dobywały się z niej głosy jakieś, aleśmy ich zrozumieć nie mogli.
Maryanek, którego zawsze świerzbiało palca wetknąć gdzie nie było potrzeba, biedz począł; ja wstrzymać go chcąc, za nim.
Aniśmy się spostrzegli, gdy ludzie nas ścisnęli, otoczyli i znaleźliśmy się w tłumie, który jak fala się w burzę kołysał. Słyszę do koła wołania: Co się stało? — Drudzy powiadają: Klemens, płatnerz, jak szalony na ratusz pobiegł.
Aż tu, gdy tych słów domawiają, z ratusza wyrywa się ten, o którym mowa, Klemens sam z głową odkrytą, włosy rozrzucone, jak w domu przy warsztacie był, w skórzanym fartuchu, z młotem za pasem. W mieście płatnerza tego wszyscy znali, miał i z zamku robotę, bo najlepszy ze wszech był, a znał to do siebie. Mało się kto bez niego mógł obejść, bo nikt tak około zbroi wszelkiego rodzaju nie chodził, i nie znał się na niej lepiej nad niego. Pogruchotane na turniejach, nieraz umiał tak wyprostować i wypolerować, jak nowe. Z tego ocierania się o ludzi, którzy go wszyscy potrzebowali, a nieraz prosić byli zmuszeni, aby roboty się podjął, nabrał Klemens śmiałości wielkiej, i nikomu się nie kłaniając, sobie raczej kłaniać się kazał, gdy go kto potrzebował. Człowiek był znany z tego, że sobie nikomu nie dał przewodzić, nie bał się ani rajców, ani wójta, ale serca był dobrego, uczynny i za biednemi się rad ujmował. Słowo jego, gdy się odezwał, znaczyło wiele. Czeladź cechowa, rzemieślnicza, patrzała na niego na zborach jak na głowę swoją i wodza, skinienia wyglądając.
Wybiegłszy z ratusza Klemens, rękami machając, nie odpowiadając tym, co mu drogę zastępowali i zaczepiali, wprost począł się na rynek przedzierać ku kamienicy Mikołaja Kridlara, rajcy krakowskiego, tej,