Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uważałem już z dawniejszych różnych pogadanek, że pani Świętochna jakoś do króla serca nie miała.
Potrząsnęła głową.
— Nie masz po co ani się króla prosić, ani mu o tem mówić — rzekła — nie pozwoli ci, powie żeś za młody... Trzeba tak czy owak między nim a Luchną i nami wybierać.
Najlepiejbyś zrobił — dodała — żebyś nikomu nic nie powiadając, na koń siadł gdy my wyjeżdżać będziemy i za nami ruszył... reszta się znajdzie.
Poczęła potem różnemi mnie łudzić obietnicami, mówić o wiosce, która w posagu puszczoną być miała... zachwalać dziewczę, wynosić życie wiejskie, a obrzydzać dworskie.
Na to wszystko nie umiejąc nic odpowiedzieć, wyprosiłem tylko dzień jeden namysłu i uciekłem na zamek.
Rzuciło mnie jak w gorączkę!
Co tu robić? Własnemu rozumowi nie dowierzając, bo tu szło o los całego życia, do króla też czując przywiązanie wielkie, biłem się z sobą długo, aż nareszcie postanowiłem pod zaklęciem wielkiem wyspowiadać się przed Zadorą i o radę go prosić.
Zdziwił się niezmiernie, gdym go na osobność wziąwszy całą historyę moją opowiadać rozpoczął. Nie posądzał mnie wcale o takie wczesne rozmiłowanie, a słysząc o pani Świętochnie i jej dla mnie powolności, najeżył się i nasrożył.
— Człowiecze ty prostoduszny — krzyknął gdym skończył — głuptaszku jakiś, czyżeś tak ślepy, że nie widzisz, iż na ciebie sidła zastawiono? Jawna rzecz, że to pułapka. Świętochny mąż Tęczyńskich jest sługą, pochwycić cię chcą znowu, a tym razem tak zasadzą, że cię i król ani ja nie wydobędzie z dziury! Dziewczynę postawiono jak gęś na wilczym dole, abyś pokusiwszy się o nią wpadł do niego! Toż w oczy bije! Dlatego ci o tem tajemnicę zachować kazano,