Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tochny, ale lękałem się być natrętnym. Trzeciego dnia poszedłem, dotarłem prawie do wrót, zląkłem się i uciekłem. Kto to wszystko opisze!
Zacząłem powoli bywać wreszcie i nabrałem większej śmiałości. Ciotka i siostrzenica dobrze mnie przyjmowały. Z Luchną jakoś dziwnieśmy się godzili i dobrze rozumieli. Rozmiłowałem się w niej straszliwie, alem już naówczas tyle rozumu miał, iż miarkowałem, że z tej miłości nic nie może być.
Sierota bez imienia, ubogi, jak się miałem posunąć do szlachcianki, o której sama ciotka powiadała, że wiano otrzymać miała piękne? O ożenieniu ani myśleć było.
Tegom tylko nie mógł zrozumieć, dlaczego pani Świętochna, mająca doświadczenie i widząca na co się zanosiło, nietylko mnie nie odpędzała, ale aż nadto dawała swobody w domu do zabawy z Luchną.
Posiedziała czasem z nami trochę, potem pod pozorem jakimś wychodziła do drugiej izby, od której drzwi zostawiała otwarte i rzucała nas samych.
Byliśmy z sobą jak brat z siostrą... codzień lepiej, serdeczniej codzień.
Razu jednego zastałem panią Świętochnę samą. Luchna, jak powiadała, na zęby cierpiała i wyjść nie mogła. Ciotka rozmowę ze mną zaczęła, tak rezolutnie i śmiało, jak była zwykła.
— A co, Jaszku — odezwała się — Lucha ci moja w oko wpadła, ba i w serce... No, cóż z tego będzie? Ja przeciw waszmości nie mam nic, chłopak jesteś gładki, uczciwy i stateczny, choć sierota i bez majątku... ale żeby z tego co być mogło, trzebaby dwór królewski opuścić i na wsi zamieszkać. To dworowanie na nic się nie zdało!
Spojrzała mi w oczy ostro, zmilczałem osłupiony i zdziwiony. Począłem potem bełkocząc dziękować jej pokornie, mówiąc, żem od króla cale zależał i gdyby się co stanowić miało, musiałbym go o pozwolenie prosić.