Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sprzątnęła, aby świat go nie znał i oczu niem potem nie wykalano.
Dalej tedy ciągnę o losach moich. W rynku pod królami kamienicę miał naówczas bogaty kupiec i mieszczanin krakowski Mikołaj Kridlar.
Stały na niej wizerunki wszystkich dawnych monarchów, bardzo pięknie wyciosane, wyrzeźbione, pomalowane i złocone. Ludzie się im nadziwować nie mogli.
Przyjaciel mój, malarz Wielki, robotą około nich kierował, ale do rzeźbienia sobie wziął młodziuchnego pomocnika, o którym powiadał, że kiedyś po całym świecie zasłynie. Oni to we dwu dzieła tego dokonali. Wielki rysował, Wit Stwoszyk dłutował, a potem we dwu malowali i pozłacali; a gdy odsłonięto ścianę, zdało się, że z niej żywi patrzą królowie.
Kamienica przez to stała się najpiękniejszą i najsławniejszą w mieście całem.
Było naówczas i jest jeszcze obyczajem do dziś dnia, że każdy dom pokaźniejszy, znak jakiś, godło przybiera i od niego się zowie. Na jednych kamienicach stoją patronowie święci, Chrystus, Matka Boska, Krzysztof święty, na innych stworzenia różne, lew, baran o dwu głowach, jeleń, okręt, ale Kridlar swojemi królami wszystkich innych w kąt zapędził.
W pierwszych dniach, gdy mur odsłonili, gawiedź przed nim gapiąc się po całych dniach stała, ukazując sobie palcami i sprzeczając się, który Mieczko był a Bolek...
Z tej to próby zachwalony, począł młody Stwosz w Krakowie do kościołów i po dworach pracować.
Kridlar możny pan, miał tylko dwie córki, dziewczęta urodziwe bardzo a tak wypielęgnowane, wyuczone, że i szlacheckiemu dworowi zakałyby nie uczyniły. A że za niemi wiana się znacznego spodziewać było można, a szlachta już wówczas bogatemi mieszczankami krakowskiemi nie przebierała, oni