Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Było nad czem myśleć, gdzie tyle różnych postaci musiał malarz ustawić, a każdą wiedzieć, jak odziać, jak uzbroić i dać jej twarz osobną, ludzką. Więc brał Wielki wprost z tych, na których codzień patrzył i ubierał nieraz po rycersku pachołków, a żebraków po senatorsku. Jak mu twarz czyja przypadła do myśli, brał prątek ołowiu i na papierze ją sobie zapisał, a potem z niej na ścianę przenosił. Gdy mu dobrze wypadła, śpiewał i śmiał się.
Patrzeć nań i słuchać go pociecha była. Gdy czasem sam pozostał, a zajść go było niepostrzeżonemu przy robocie, kto go nie znał, mógł posądzić, że szalonym był. Do swoich obrazów śmiał się, rozmawiał z niemi, bawił się jak z dziećmi. Niekiedy przed własnem malowaniem klękał i modlił się.
Przytem był to najmilszy w świecie człowiek dla czeladzi cechowej i dla cechowych panów braci.
Nigdy się z niczyjej pracy, choćby najlichszej nie naśmiewał, i w każdej wyszukał i podniósł coś dobrego.
Swoje za to roboty bardzo surowo sądził. Raz gdy namalował Matkę Boską karmicielkę z dziecięciem Jezus, a była bardzo piękna i jam się nad nią unosić począł, rzekł mi smutnie:
— Co z tego! co z tego, że ona piękna jest, ale po ludzku... tak sobie mieszczaneczka poczciwa i bogobojna, a tej Boskiej macierzy, którą ja w niebiosach widuję gdy się modlę, na ziemię ściągnąć nie mogę, bośmy oglądać jej niegodni. Albo i Chrystus Pan mój, co rozwartą ukazuje ranę w boku, cierpi on, ale tak jakby człowiek cierpiał, nie jak Bóg.
Raz przy mnie młody, ledwie co wyzwolony malarz cechowy Siedłak przyszedł do niego prosząc, aby mu przeprucha swojego pozwolił do obrazu Matki Boskiej.
— Masz — rzekł Wielki — ale ci się to na nic nie zda, bo ty twój własny przepruch w duszy mieć