Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki czyjeś podedrzwiami, otworzył je Sliziak niosący kaganek w ręku i zawołał:
— Chodź a pamiętaj, że jeśli się poważysz krok zrobić odemnie i zechcesz uciekać, ubiję cię na miejscu.
Z kurytarzyku wyszliśmy na powietrze, ale droga prowadziła chodnikiem pod murem wysokim okólnym ze strzelnicami. Z drugiej strony stała wysoka, bez okien ściana zamkowa. Minęliśmy furt kilka, nareszcie jedną Sliziak otworzył, wszedł sam naprzód w bramę ciemną, wpuścił mnie, zaryglował ją i pociągnął z sobą w podwórzec zamku ciasny, jak studnia wysokiemi otoczony murami, piętrzącemi się do góry. Żywej duszy tu widać nie było. Po wschodkach kazał mi z sobą na górę.
Drzwi znalazłszy otwarte, weszliśmy do małej zakrystyi, w której nikogo nie było oprócz znajomego mi księdza. Ten klęczał przed krzyżem i modlił się. Gdyśmy weszli, dokończył modlitwę, odwrócił się i spytał czy do mszy służyć umiem.
Nie mógł o tem wątpić, bo w każdej szkółce przecie od tego się niemal poczynało, że nas ministrantury uczono. Zamiast odpowiedzi, przykląkłszy wziąłem się zaraz pomagać mu do ubrania.
Przez drzwi ciasne z zakrystyi widać było ciemną, sklepioną, wysoką kapliczkę małą; z jednym ołtarzem w głębi, nad którym wisiał na krzyżu ukrzyżowany Chrystus, czarny, tylko duża srebrna korona świeciła mu na skroni i srebrne serce na przebitym boku.
Przy ołtarzu stały już ampułki i dwie żółte się świece woskowe paliły.
Chciałem pociągnąć za dzwonek gdyśmy z zakrystyi wychodzili, ale sznurka nie było. Kaplica stała pusta, czarna jak grób. W drzwiach zakrystyi kląkł tylko Sliziak. Mimowolnie potem oczyma potoczyłem po ścianach.
Tuż przy ołtarzu dwa grobowce kamienne ze ścia-