Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani skutek jej, ani on się nie pokazał. Natomiast przygodziło mi się coś takiego, co mnie i strachem i ciekawością o mało znów nie przyprawiło o chorobę.
Nie mając co czynić, po całych dniach na ławie siedząc, to na łóżku polegiwając, często drzemałem godzinami, a gdy przyszła noc, sen albo mnie odbiegał, albo był tak niespokojny, że lada najlżejszy szelest rozbudzał.
Wśród tych milczących murów pustych, gdy przyszły ciemności, nadeszła noc, trwogi się budziły czasem nieopisane, jakichś zjawisk, o których się nieraz nasłuchało. Przywidywało mi się, żem słyszał jęki, że mnie dochodził dźwięk kajdan z głębi tego parowu, który widziałem z okna. Budziłem się, krzycząc i lękając jakichś widm, szatanów i upiorów. Dopiero nad ranem, gdy świtało, zasypiałem snem twardym.
Jednej nocy, kiedym leżał w tych męczarniach; zdawało mi się, że w istocie w korytarzu chód słyszę, potem u drzwi szelest widzę i światełko. Otwierają się one. Na wschodkach postrzegam wysoką, całą obwieszoną zasłoną postać, w sukni długiej, z lampką w ręku.
Krzyknąłem przeraźliwie, baba się zbudziła i zerwała; postrzegła wchodzącą i przybiegłszy do mnie, zasłoniła mi usta ręką.
— Milcz! milcz! — poczęła groźno.
Wolnym krokiem widmo to zaczęło się zbliżać ku mnie. Lampkę postawiło na stole.
Nie mogłem rozpoznać ani twarzy, ani nawet postawy, bo cała była owinięta chustami, a głowę miała tak osłonioną, iż rysów wcale widać nie było.
Drżałem cały ze strachu. Baba dawała mi znaki a sama stanęła, jakby na straży. Widząc, że ta stróżka moja w zjawisku nic nadzwyczajnego nie widziała i ja się uspokoiłem nieco. Zwróciłem oczy na zakwefioną niewiastę, gdyż ze wszystkiego widać było, iż nią być musiała.
Nic nie mówiąc, podniosła ona lampkę ze stołu