Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W końcu straciłem przytomność zupełnie i anim już wiedział, co się zemną działo. Kamiennym jakimś snem usnąłem.
Gdy mi znowu zmysły powracać zaczęły, dziwnem mi się to wydało, żem czuł iż leżę, a łoże ze mną na różne strony się przewala i waży. Z trudnością powieki nieco otworzyłem, ciemność panowała dokoła. Chciałem ręce podnieść i uczułem, że mocno były skrępowane.
Strach nadzwyczajny mnie ogarnął, nie wiedziałem co się dzieje ze mną, ani gdzie jestem. Nie mogłem przypomnieć sobie, jak się tu dostałem. Powoli do przytomności powracając, dorozumiewałem się, że mnie wieziono skrępowanego na wozie, a i usta miałem zawiązane tak, abym oddychać tylko mógł, nie krzyczeć...
Wóz zewsząd szczęlnie zamknięty nie dopuscczał widzieć nic... przy mnie nie było nikogo. Słyszałem tylko tentent kilku koni, które zdawały się tuż iść, dokoła otaczając kolebkę.
Przypomniałem sobie, okrutny ból głowy czując coraz mocniej, jak mnie niepoczciwy ten Sliziak ściągnął z zamku do swej gospody i winem poił.
Co ze mną potem uczynił i dla czego związał i wiózł... tego pojąć nie mogłem. Byłem pewnym, że na śmierć wieziono mnie... aby się pozbyć... i przyszły na myśl przepowiednie starych Gajdysów.
Na odwadze i sile mi nie zbywało aby się ratować, lecz popróbowawszy więzy targać, przekonałem się, iż tego nie dokażę. Byłbym może je zębami rozgryźć się starał, ale usta miałem zawiązane.
Krzyknąć chciałem, a chusta głos mój tłumiła.
Jak dawno wywieziono mnie z Krakowa i jak długo podróż ta trwała — wyobrażenia nie miałem. Przez skóry, które wóz zewsząd osłaniały, przeciskało się bledsze, jakby wieczorne albo ranne dnia światełko. Głowę miałem rozbolałą i ciężką, ale sen już mnie nie brał, a łzy się z oczów lały.